INFORMACJE

Jeżeli ktoś, chce się ze mną skontaktować, to zapraszam do napisania e-maila :)
wiktoria.bashfull@gmail.com
ZAPRASZAM! Nowy blog.
http://justin-and-bella.blogspot.com/

sobota, 26 października 2013

Przepraszam.

Przepraszam, ale zawieszam bloga. Nie mam teraz głowy do pisania dwóch blogów, mam mnóstwo nauki, nie mam też już pomysłów na Freesię i Jusa, chyba po prostu powinnam skończyć wtedy kiedy chciałam. Spróbuję coś wymyślić, chociaż kilka rozdziałów, żeby nie kończyć w momencie, kiedy nie wiadomo co będzie dalej. Zawieszam też dlatego, że chyba już nikt tego nie czyta. Pod ostatnim rozdziałem jest JEDEN komentarz, no więc sorki, ale dla kogo mam się wysilać? Jeśli postępuje według Was "źle", bo powinnam pisać dalej, udowodnijcie mi to pod tym postem.
Moją twórczość możecie znaleźć pod tym adresem : http://justin-and-bella.blogspot.com/

wtorek, 17 września 2013

Rozdział 34. "Z całej siły uderzyłam Justina butelką w głowę."


Usiadłam obok Justina na kanapie w jego salonie. Brunet objął mnie, a ja położyłam głowę na jego torsie.
- I jak tam spotkanie z Tomem? – zapytał.
- Właściwie, to było całkiem miło. Zabrał mnie do restauracji, bardzo dużo rozmawialiśmy, świetnie się dogadujemy. Opowiedział mi o mamie, w końcu ja niewiele o niej wiedziałam, tyle co z wymyślonych historyjek mojej ciotki. Ona zawsze mówiła, że jestem do niej bardzo podobna, bardzo nieśmiała i strachliwa. Tom uznał, że była pewna siebie i odważna, zawsze walczyła o swoje, nawet jak nie miała racji. Zupełnie taka, jaka ja zawsze chciałam być. Mój ojciec jest wyjątkowo otwarty i uprzejmy. Naprawdę go polubiłam.
- To dobrze. Ale jesteś pewna, że jest tym kim mówi? To podejrzane.
- Jus, nie przesadzaj. Też na początku się bałam, ale dlaczego miałby udawać mojego tatę, co miałoby mu to dać?
- Musisz mi wybaczyć Frees, po prostu się bardzo martwię – uśmiechnął się i pocałował mnie czule w policzek.
- Nie gniewam się skarbie – odwzajemniłam uśmiech i cmoknęłam go w usta. – I rozumiem o co chodzi.
- Co chcesz oglądać?
- Wybierz coś – poprosiłam.

Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Kiedy  ja zasnęłam? Leżałam na kanapie w salonie Justina, na jego kolanach, on spał. Musiałam usnąć, kiedy oglądaliśmy film. Ostrożnie się podniosłam, po chichu wzięłam swoją torbę i na palcach poszłam do łazienki. Niestety już z przyzwyczajenia, trzasnęłam drzwiami. Z nadzieją, że nie obudziłam Jusa zaczęłam zdejmować z siebie ubrania. Kiedy byłam w samej bieliźnie, usłyszałam kolejne trzaśnięcie drzwi, tylko tym razem nie ja to zrobiłam. Chwyciłam butelkę wody, która nie wiadomo jak się tu znalazła i ruszyłam schodami w górę, skąd dobiegało światło. Czy to możliwe, żeby ktoś się włamał do domu Justina? Przecież on jest bardzo chroniony, kamery, mnóstwo ogromnych facetów w czarnych ciuchach i te sprawy.  Otworzyłam drzwi od łazienki na górze i z całej siły uderzyłam Justina butelką w głowę.
Chwilka. Justina?
O mój Boże. Justin. Czy ja go zabiłam? Leży, jedynie w bokserkach, nieruchomo na ziemi.
- Justin? – szepnęłam i padłam przy nim na kolana. – Jejuś, skarbie, nie chciałam. Żyjesz?
- Czemu próbowałaś mnie zabić, Frees? – zapytał się Jus. Chyba go nie uszkodziłam.
- Myślałam, że ktoś się włamał, przepraszam – wyznałam. – Kotku, nic ci nie zrobiłam?
- Poza wielkim siniakiem i bólem głowy, chyba nie. Spokojnie Freesia, nic mi nie jest. Tylko nie płacz – poprosił, kiedy zobaczył moje szklane oczy. – Wiem jak możesz mi to wynagrodzić – uznał, przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
Odwzajemniłam pocałunek, a po chwili odsunęłam się.
- Kocham cię, Justin.
- Ja ciebie też, Frees. Wyglądasz wspaniale skarbie – powiedział mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu i z powrotem, zatrzymując się na biuście.
- Dzięki... To może ja już pójdę... – wstałam.
- Nie! Znaczy, bo może coś mi jeszcze jest, może zemdleję, a ty nie będziesz o tym nic widziała... – zaczął się tłumaczyć i również się podniósł.
Zaśmiałam się pod nosem. Położyłam ręce na jego karku, a on swoje na moich biodrach. Musnęłam delikatnie jego usta. Przyciągnął mnie bliżej i pogłębił pocałunek, który z każdą kolejną chwilą stawał się coraz bardziej namiętny, a dłonie Jusa, nawet nie wiem kiedy, znalazły się na moich pośladkach. Podniósł mnie, a ja oplotłam go nogami w pasie. Poszedł ze mną do swojej sypialni i rzucił na łóżko. Położył się obok i zaczął całować moją szyję, wyszeptując co chwilę jak bardzo mnie kocha, a mnie przechodziły cudne ciarki. Lewą rękę trzymał najpierw na szyi, którą potem przeniósł na piersi. Zanim się zorientowałam oboje byliśmy całkiem nadzy.

Obudził mnie delikatny, męski głos.
- Dzień dobry skarbie. Śniadanko do łóżka dla mojej kochanej kotki.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam siedzącego obok mnie Justina, z tacą na kolanach.
- Hej misiu - powiedziałam, unosząc kąciki ust.
- Jak tam noc? - zapytał, uśmiechając się seksownie.
- Cudnie kotku - oznajmiłam, przypominając sobie całą wczorajszą noc ze szczegółami. -  A twoja?
- Również, najlepsza ze wszystkich dotychczasowych.
- Moja też.
Justin położył się obok i zjedliśmy razem posiłek, co chwilę całując się i szepcząc czułe słówka. Zerknęłam na wyświetlacz telefonu, żeby sprawdzić godzinę. Okazało się, że właściwie powinniśmy jeść już obiad. Nie przejęłam się, odłożyłam talerze na szafkę nocną i przytuliłam mojego chłopaka.
- Kocham cię - szepnęłam i złożyłam pocałunek obok jego obojczyka, bo właśnie na takiej wysokości znajdowała się moja głowa.
- Ja ciebie też, Frees.
- Co dzisiaj robimy? - zapytałam.
- Szczerze, to chciałem poprosić cię o pomoc przy napisaniu piosenki.
Uśmiechnęłam się. Justin chce, żebym mu pomogła w muzyce? Przecież on jest ode mnie sto razy lepszy.
- Czuję się zaszczycona.

Naciągnęłam na siebie szarą koszulkę i krótkie czarne spodenki. Biebs siedział już na dole przy pianinie. Do ręki wzięłam telefon i zaczęłam pisać smsa do Angel, nie zauważając, że zbliżam się do schodów. Wiedziałam, że jestem niezdarą, ale żeby spaść?

_________
Hej, Cześć, Witajcie <3
Przepraszam, że tak długo czekaliście ;c Ale w końcu dodałam <3 Jak się podoba?
ZAPRASZAM : JUSTIN-AND-BELLA.BLOGSPOT.COM --> MÓJ DRUGI BLOG. <33 
Zależy mi na Waszych opiniach, wiecie, więc proszę komentujcie. Tu i tam ;*
A co do "sceny łóżkowej" xd, to chyba nie macie mi za zle, ze jej nie opisałam, prawda? xd nie mam doświadczenia, ale jeśli kiedys chciałbyście, to mogę spróbować xd Co o tym sądzicie? <3
Do następnego ;* 





niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 33. "Ledwo co cię odzyskałem, nie chcę cię znowu stracić"

Nie zamykając drzwi, usiadłam na łóżku tuż obok śpiącego Tosta. Rozejrzałam się po pokoju, w którym nie byłam przez tydzień. Na meblach pozbierało się trochę kurzu. Weszłam do łazienki i z szafki wyjęłam ściereczkę, którą zaczęłam zbierać pył z biurka. Włączyłam do tego moją ulubioną listę odtwarzania na iPodzie. Po około dwudziestu minutach skończyłam i położyłam się przy moim kotku, Toście. W tej chwili ktoś zapukał we framugę drzwi. Zerknęłam w jej stronę. Stał tam Justin z Jonathanem. Wstałam, przytuliłam Johnego na powitanie i pocałowałam delikatnie Justina w usta.
- O czym chciałaś porozmawiać skarbie? – zapytał Jus, siadając obok Johnego na ziemi. Nie mogli spocząć na łóżku, kanapie, ani krzesłach, bo po co? To ja tu preferuję podłogę. Uklęknęłam naprzeciw nich.
- O czym rozmawialiście? O co chodzi? – spytałam.
- Tylko o to chciałaś zapytać? – zaśmiał się Johny.
Co go tu śmieszyło? Mój chłopak i były chłopak wychodzą „pogadać”. No i jak się tu nie martwić. Dokładnie przyjrzałam się obu, nie było śladów bójki, czyli nie jest źle.
- Frees, spokojnie – Justin zauważył mój zaniepokojony wyraz twarzy. – Rozmawialiśmy... no, wiesz...
- Przeprosiłem Justina i wszystko sobie wyjaśniliśmy – przerwał mu Jonathan.
- To znaczy? Co sobie wyjaśniliście?
- Jeju, no Frees, takie męskie sprawy – powiedział Justin.
- Mówcie, no – poprosiłam.
- Chodziło o Ciebie. O to, że ty i ja się tylko przyjaźnimy i nic innego między nami nie ma. Rozmawialiśmy też o tym, że jeśli tylko włos ci z głowy spadnie, to Justin za to zapłaci, nic ciekawego, Freesia – wyjaśnił mi Johny.
Kochani, tak się o mnie troszczą. Dobrze, że porozmawiali, nie chciałam, żeby w naszej paczce, do której należał również mój przyjaciel, były jakieś konflikty.
- To wszystko? – oboje kiwnęli głowami. – W takim razie możecie iść na dół, ja się ogarnę, bo jeszcze nie miałam okazji zmyć z siebie tego szpitalnego zapachu i w ogóle. Jak skończę, to do was wrócę.
Wstałam, a Justin podszedł do mnie, wyszeptał do ucha „do zobaczenia” i pocałował czule w usta. Johny posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam i oboje wyszli. Ja wzięłam z garderoby białe legginsy w czarną panterkę oraz długą, szarą bokserkę i bieliznę. Poszłam do łazienki, zdjęłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Puściłam na siebie ciepłą wodę i umyłam dokładnie ciało żelem o zapachu malin oraz włosy szamponem waniliowym. Następnie wytarłam się, a skórę posmarowałam masłem kakaowym. Umyłam zęby, w twarz wklepałam krem oraz pomalowałam rzęsy. Ubrałam się, rozczesałam włosy, które już odrobinę przeschły i po godzince spędzonej w łazience zeszłam na dół. Chłopacy siedzieli rozwaleni na kanapie, oglądali coś w telewizji i nawet nie zauważyli, że już jestem gotowa. Jess i Angel buszowały w kuchni.
- Co robicie? Mogę pomóc? – zapytałam, podchodząc do blatu.
Jessica właśnie wyjmowała coś z lodówki, a Ang wyciągała z szafki dużą, szklaną miskę.
- Przygotowujemy właśnie kawałki kurczaka w krakersach, do tego coś do przegryzienia, coś lekkiego. Może zrobisz sosy i sałatkę? – zaproponowała brunetka. – Ty robisz wszystko takie pyszne!
- Okej – powiedziałam i zaśmiałam się. Wyjęłam pomidory koktajlowe z lodówki, ogórki, cukinię i czerwoną cebulę. – Angel, ty zajmij się kurczakiem, Jess, ty pokrój proszę ogórka w drobną kostkę, pomidorki na ćwiartki, a cebulę w piórka.
- Jasne – rzuciły obie na raz i zachichotały.
Ja wzięłam się za sosy. Zajrzałam do lodówki i wzięłam potrzebne produkty. Do jednej małej miski nałożyłam trochę śmietany i musztardy oraz odrobinę majonezu. Pokroiłam korniszony w bardzo małe i drobne kawałki i dodałam do reszty. Wymieszałam i wstawiłam do lodówki. Jeden gotowy. Do miksera wrzuciłam trochę grejpfruta, papryczki chili, czerwonej i zielonej. Pokroiłam pomidora i posiekałam kolendrę. Dodałam trochę miodu, szczyptę soli, pieprzu i cukru, do złączenia smaków i wlałam ciut octu winnego. Zmiksowałam i przełożyłam do kolejnej miski. Czosnek przecisnęłam przez wyciskacz, do miski, w której był już gęsty jogurt naturalny. Wsypałam szczyptę przypraw i gotowe.
Teraz do ręki wzięłam deskę, której używała Jess, i warzywa wrzuciłam do miski. Starłam cukinię na chude paski i dodałam. Do tego odrobina soli, pieprzu i octu winnego. Sałatka gotowa.
Angel wyjmowała właśnie z piekarnika kawałki piersi z kurczaka, które wcześniej panierowała w oleju pomieszanym z przyprawą i pokruszonymi krakersami. Wszystko ułożyłyśmy na tacach i zaniosłyśmy do salonu i postawiłyśmy na ławie przed kanapą i fotelami.
Kiedy chciałam usiąść obok Justina, ten złapał mnie za biodra, posadził sobie na kolanach i cmoknął w policzek.
- Co oglądamy? – zapytała Angel. – Może...
- Ja chcę „Piękną i Bestię”! – zaproponowałam.
Jest to jedna z moich ulubionych bajek Disneya i chyba najpiękniejsza. Pokazuje, że nieważny jest wygląd, tylko wnętrze człowieka. Od zawsze w to wierzę. Niestety nie wszyscy ludzie podzielają moje zdanie.
- Jestem za – powiedziała Ang.
I w końcu udało nam się namówić wszystkich i oglądaliśmy moją ulubioną bajkę, zajadając. Zjadłam więcej niż powinnam, ale twardo siedziałam na kolanach Jusa, obejmując go.

Zmyłam delikatny makijaż, rozczesałam włosy i weszłam pod prysznic. Umyłam się i ubrałam różową piżamę. Poszłam do łóżka i zaczęłam czytać. Dostałam sms' a od Toma. Mój ojciec musiał wyjechać na trzy miesiące i właśnie poinformował mnie, że wrócił. Zapytałam czy moglibyśmy się jutro zobaczyć. Zgodził się. Umówiliśmy się na godzinę czternastą, przyjedzie po mnie i gdzieś mnie zawiezie. Poszukałam o nim trochę informacji w Internecie. Tak, jak mówił pracuje w szpitalu. Jest diagnostykiem. Ma trzydzieści dziewięć lat, choć wygląda naprawdę wyjątkowo młodo. Facebook powiedział, że Tom nikogo nie ma. Znalazłam kilka zdjęć z kotem i psem, czyli lubi zwierzęta, tak jak ja. W polubieniach zobaczyłam Michaela Jacksona, Deep Purple, Béyonce i wiele innych. Słucha ciekawej muzyki. Był też w Paryżu, bo miał parę zdjęć przy wieży Eiffela czy nad Sekwaną.
Tom wydaje się naprawdę miłym człowiekiem, ale ciągle do mnie nie dociera, że to może być mój prawdziwy, biologiczny ojciec. To niewiarygodne. Była dopiero dwudziesta druga, więc zadzwoniłam do Justina.
- Tak, skarbie? – odebrał.
- Hej. Umówiłam się na jutro z Tomem. Sama się sobie dziwię, że zaufałam obcemu mężczyźnie, ale... Czuję z nim jakąś taką więź.
- A gdzie jedziesz, o której i o której wracasz? Wiesz, po prostu bardzo się o ciebie boję Freesia, ledwo co cię odzyskałem, nie chcę cię znowu stracić.
- Spokojnie – uśmiechnęłam się, chociaż dobrze wiedziałam, że Justin mnie nie widzi. – Jestem pewna, że nic się nie stanie, jak tylko się dowiem, to powiem ci gdzie jedziemy i o której wracam. Wyjeżdżam o czternastej.
- Frees, chcesz może... – zająknął się trochę, jakby się czymś stresował. – Przyjść potem do mnie i może, jeśli tylko chcesz, bo jak nie, to rozumiem, kotku. Bo nie musisz, ja tylko pytam, bo to nic takiego i...
- Wykrztuś to! – poprosiłam.
- Może chcesz zostać u mnie na noc? – zapytał tak szybko, że nie wiem, jakim cudem go zrozumiałam.
- No okej, kotku. To napiszę ci jak będę wracała.
Chociaż za nami trzy ponad trzy miesiące całkowitej rozłąki, nasze kontakty są teraz jeszcze lepsze niż przedtem. Tylko fizycznie jesteśmy jakoś tak daleko. Nasze pocałunki, to tylko delikatne muskanie warg, nic bardziej namiętnego. Justin się chyba boi, a do mnie wciąż nie dociera, że znowu jesteśmy razem.
Porozmawialiśmy jeszcze tylko krótką chwilę, bo byłam wyjątkowo zmęczona dzisiejszym dniem. W końcu mogę się wyspać w moim łóżku. Bez jakichkolwiek niepotrzebnych myśli, Morfeusz porwał mnie do swojej magicznej krainy.
Włożyłam czarną krótką spódniczkę w białe grochy, która znajdowała się tuż pod talią, a do tego jasnoturkusową bokserkę i ciemne baleriny. Pomalowałam się lekko i zeszłam na dół. Jess właśnie przygotowywała obiad.
- Freesia, zjesz przed wyjściem? – zapytała. – Za pięć minut będzie gotowe.
- Jakąś małą porcję, z chęcią – uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
Usiadłam w salonie i wyjęłam z kieszeni telefon. Napisałam do Justina: „Stresuje się trochę, powiedz, że będzie dobrze”. Szybko dostałam odpowiedź: „Jasne, wszystko się ułoży, Frees. Kocham Cię.” Wstukałam w kolejnego smsa, że ja go też i wysłałam.
Tuż po tym, jak zjadłam, Tom zapukał do drzwi. Wzięłam torebkę i wyszłam.
____
Hej <3 wybaczcie, że mnie nie było dość długo, ale nie miałam internetu ;cc
Zdecydowałam, że będę kontynuowała tego bloga i będę pisała następnego. Również z Jusem. :* Nie wiem jak ogarnę, ale mam nadzieję, że mi się uda oraz, że przypadnie Wam do gustu <3 Jak tylko wygląd będzie gotowy oczywiście podam Wam linka ;**
Jak tam u Was?
Kochane, bardzo, bardzo, baaaardzo proszę Was o komentarze, naprawdę, jest to dla mnie wielka motywacja, a pod ostatnim są tylko 4! Co się z Wami dzieje? Pod jednym jest 17! To dla mnie naprawdę bardzo ważne! <3
Do następnego, buziaki ;* 

piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 32. "Czasami ludzie potrzebują drugiej szansy, ponieważ czas nie był gotowy na pierwszą"

Kiedy i Jonathan opuścił salę, usiadłem obok Freesii. Spojrzałem w jej cudowne, lecz załzawione oczy. Bardzo za nimi tęskniłem.
- Czego chcesz? – spytała sucho.
- Kocham Cię, Freesia.
Prychnęła.
- Jeśli tylko to chciałeś mi powiedzieć, to możesz już wyjść.
Przez chwilę nic nie mówiłem, bo tak naprawdę nie miałem pojęcia, co mógłbym jej powiedzieć. Zerknęła na wyświetlacz telefonu.
- Czas ci się kończy – rzuciła zimnym tonem głosu.
- Freesia, ja cię kocham. Nigdy nie przestałem. Nie wiem dlaczego cię zostawiłem. To było głupie. Nie wiedziałem, że tak bardzo cię zranię. Nie chciałem. Po prostu... Też poczułem się zraniony. I to wygrało. Nigdy nie miałem takiej „prawdziwej” dziewczyny, która kochałaby mnie za to kim jestem, no była Caitlin, ale mniejsza o nią, byliśmy za młodzi na poważny związek. Kiedy mi powiedziałaś o Jonathanie, przez moment pomyślałem, że ciągle go kochasz, a ze mną jesteś tylko dla kasy. Przepraszam cię, Freesia.
- Wyjdź stąd.
- Nie, Freesia. Kocham Cię, a ty kochasz mnie i będę o nas walczył.
- Nie kocham cię – powiedziała.
- To nie prawda. A jeśli tak, to powtórz to, patrząc w moje oczy – byłem zbyt pewny siebie, jak na mnie.
W końcu popatrzyła w moje oczy. Zbliżyłem się do niej, powtarzając sobie w duchu: „będzie dobrze, Justin. Ona cię kocha”.

- Kocham Cię, Justin, nie umiem kłamać – powiedziałam.
Masz rację, kochasz go, ale nie zmienia to faktu, że cholernie przez niego cierpiałaś i nie masz zamiaru kolejny raz popełnić tego błędu – mówił mój rozum. Och, Freesia, kogo ty oszukujesz. Nieważne, jak on cię zranił. Kochasz go i chcesz z nim być. Powiedz mu to – powtarzało serce. Typowa walka. Wybór serca wydawał mi się przyjemniejszy, ale rozumu – bezpieczniejszy. Zamknęłam oczy, w których zbierały się łzy.
- Freesia, nie płacz – Justin usiadł tuż przy mnie i chwycił mój podbródek. Patrzył na mnie tymi swoimi cudnymi oczami. Jego słodkie usta złożyły na moich krótki, czuły i delikatny pocałunek. – To jak dasz mi jeszcze jedną szansę, Frees?
Kiwnęłam tylko głową na „tak” i rozłożyłam ręce, żeby go przytulić. Objął mnie, a ja wtuliłam się w jego klatkę piersiową i zaczęłam płakać. Justin nazwał mnie „Frees”, a tylko on mnie tak nazywał.
  - To jest marzenie, które goniłem
 Chcąc tak źle, by to stało się rzeczywistością
 I kiedy trzymasz moją dłoń, wtedy rozumiem
 Że tak ma być, bo kiedy kochanie jesteś ze mną

 To tak jakby anioł przyszedł i wziął mnie do nieba
 Jak Ty byś mnie wzięła do nieba, dziewczyno
 Bo kiedy wpatruję się w Twoje oczy, nie mogłoby być lepiej
 Nie chce, żebyś odeszła, oh nie, więc

 Pozwólmy wybuchnąć muzyce, pójdziemy zatańczyć nasz taniec
 Żeby zadziwić innych, chociaż dla nich to nic nie znaczy
 Bo to życie jest zbyt długie, a miłość zbyt silna
 Więc kochanie, wiem z pewnością, że nigdy nie pozwolę Ci odejść* - zaśpiewał mi do ucha szeptem Biebs.

Drzwi otworzyły się za sprawą Jonathana, który przerwał Justinowi i powiedział:
- Minęło już dużo więcej czasu niż trzy minuty, wynocha Bieber.
- Johny, zostaw go – poprosiłam, wciąż patrząc na Jusa.
- Freesia, co ci odbiło? To przez niego tu jesteś i chcesz, żeby został?
- Jestem tu z powodu własnej głupoty, a nie przez Justina – powiedziałam podnosząc się delikatnie na łokciach. – Johny, zawołaj proszę resztę.
Blondyn wyszedł na chwilę.
- Pomóc ci? – zapytał troskliwie Justin.
Pokiwałam głową i delikatnie usiadłam, Jus podtrzymał moje plecy i poprawił poduszkę. Położyłam się, przesuwając się na bok łóżka, żeby mój chłopak, siedział obok mnie. Objął mnie ramieniem, a ja oparłam się o niego.
- Czekaj, czekaj. Nie było nas jakieś 8 minut, co tu się stało? – zapytał radosny, jak zawsze, Christian.
- Cóż, podsumujmy to tak: Czasami ludzie potrzebują drugiej szansy, ponieważ czas nie był gotowy na pierwszą – uśmiechnęłam się, a Biebs cmoknął mnie w policzek, równie uradowany jak ja.

- Jezu, tak się cieszę, że w końcu mogę wrócić do domu – krzyknęłam, przekraczając próg szpitala i kierując się do auta Justina.
- Ja też się cieszę skarbie – powiedział Justin. – Ale musisz być jeszcze ostrożna.
- Tak, tak – przewróciłam oczami. – Justin, jestem wystarczająco silna, żeby sobie poradzić. Znasz mnie – uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam w policzek.
Naprawdę dobrze się już czułam. Lewy nadgarstek miałam jeszcze zabandażowany, ale głównie z mojej inicjatywy. Nie chciałam tego po prostu oglądać. Nie chciałam, żeby Justin to zobaczył. Nie chciałam, żeby ktokolwiek to widział. Chciałam o tym zapomnieć.
- Wiem, skarbie. Ale ja się bardzo o ciebie martwię. Jesteś dla mnie zbyt ważna, żebym mógł cię ponownie stracić, Frees.
Zatrzymałam się, a Jus stanął naprzeciwko mnie. Popatrzyłam mu głęboko w oczy, a czołem oparłam się o jego. Czubki naszych nosów się stykały. Od pocałunku w szpitalu nie byliśmy tak blisko. Torbę, którą trzymał w ręku rzucił na ziemię i objął mnie w talii. Ja swoje ręce zarzuciłam na jego szyję. Uśmiechaliśmy się do siebie.
- Kotku, nie stracisz mnie. Nie pozwolę na to – powiedziałam i musnęłam delikatnie jego wargi. Odwzajemnił to. Przyciągnął mnie bliżej i czule pocałował. – Za bardzo cię kocham, Justin.
- Ja ciebie też kocham – szepnął, przez kolejny pocałunek. – Tęskniłem za tym.
- Ja też – zaśmiałam się.
Kiedy przekroczyłam próg domu zaraz przy moich nogach znalazł się Tost. Wzięłam go na ręce i zaczęłam ocierać się nosem o jego pyszczek. Położyłam go sobie na ramieniu, wcześniej zdejmując bordową bluzę. Justin obejmował mnie w talii i pogłaskał Tosta. Weszłam z nimi do kuchni, gdzie siedzieli: Angel, Jess, Chris, Chaz, Ryan i Johny. Zdziwiłam się, że Jonathan u nas jest. Owszem bywał w szpitalu, ale tylko wtedy, kiedy wiedział, że nie ma tam Justina. Właśnie on wstał pierwszy i delikatnie mnie przytulił.
- Witaj Freesia. – uśmiechnął się i odsunął, żeby zrobić miejsce Angel i reszcie, która chciała mnie powitać w domu.
Johny podszedł do Justina i powiedział coś, na tyle cicho, że nie mogłam tego usłyszeć. Biebs kiwnął głową i mrugnął do mnie. „Za chwilę wrócimy” szepnął. Przytuliłam każdego i usiadłam na kanapie. Co chwila zerkałam w stronę drzwi, żeby sprawdzić, czy może chłopacy nie przyszli. Bałam się. Znam Johnego już długo, ale tym razem nie mam pojęcia, co mogło mu odbić.
Wszyscy obchodzili się ze mną jak z jajkiem. „Chcesz coś do picia? Jasne, już ci przynoszę!” „Nie jest zimno? Może chcesz koc?” „A może głodna jesteś? No, zjedź coś, Freesia.” Okej, okej, może i spędziłam 5 dni w szpitalu i jestem odrobinę osłabiona, ale to nie znaczy, że muszą zachowywać się jak babcia, rozpieszczająca wnuczka! Kiedy piąty raz Jess zapytała, czy nie jestem głodna, nie wytrzymałam.
- Kochani! To, że byłam trochę w szpitalu, to nie znaczy, że nie umiem się już sobą zająć. Jestem wdzięczna, że się tak o mnie troszczycie, ale bez przesady. Jak będę głodna, to powiem. Jak będzie mi się chciało pić, to też was o tym poinformuję. Mam osiemnaście lat, a nie osiem – powiedziałam najmilej jak umiałam, a uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
- Wybacz Freesia, masz rację – powiedziała Angel, siedząca obok mnie. – Ale jak coś, to mów.
- Jasne. Pójdę do siebie, okej? A jak wróci Justin, to powiedzcie, żeby do mnie przyszedł. Z resztą, Jonathan niech też przyjdzie. Muszę z nimi pogadać.  – poprosiłam i nie czekając na odpowiedź, poszłam na górę.
_________
* Fragment "Never Let You Go"
I jest rodział :) Powiem Wam, że nawet mi pasuje, a jak Wam się podoba? ;* Mam nadzieję, że cieszycie się z wyboru Freesii. Nigdy nie planowałam dłuższego związku Frees  i Johnatana. Coś dobrze poszło mi pisanie tego rozdziału. Może nie tyle dobrze, co szybko, ale naprawdę mi się podoba :)
A jak wakacje? Opowiadajcie! :) U mnie w miarę okej, tylko nie mogę spędzić zbyt wiele czasu z chłopakiem i strasznie nad tym ubolewam :c Ale mam nadzieję, że w sierpniu to się zmieni ;*

Jeszcze raz chciałam wyjaśnić sprawę z zakończeniem bloga. Nie jest to związane z Jonatanem, to moja sprawa czy piszę i jeśli tak, to co piszę. Nie chcę, żebyście myślały, że to przez niego chcę zaprzestać kontynuacji tego opowiadania. To wyłącznie moja decyzja, a Wy mi w tym pomagacie w wyborze, głosując w sondzie na górze, po prawej stronie :)

Liczę na szczere komentarze ;* 
Do następnego ;* 


wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 31. "Leżała tam blada, wyraźnie osłabiona, podpięta do kroplówek i innych urządzeń."

Blondyn usiadł obok mnie na łóżku, ale był jakiś przygnębiony. Może przez tę sytuację, która między nami dzisiaj zaszła. Może dlatego, że nie chciałam go pocałować. To pewnie to.
- O czym chciałaś pogadać? – zapytał, nawet na mnie nie patrząc. Siedział w dość dużej odległości ode mnie. Przysunęłam się do niego, tak, że stykaliśmy się nogami na całej długości ud. Zerknął na moment w moje oczy, ale po chwili znowu odwrócił wzrok. – Freesia, o czym chciałaś pogadać? – powtórzył swoje pytanie.
Nie miałam zamiaru odpowiadać. Jeśli było to możliwe, to usiadłam jeszcze bliżej. „Popatrz na mnie” – szepnęłam. Spojrzał na mnie delikatnie. Ostrożnie położyłam prawą dłoń na jego karku i spoglądałam w jego cudownie niebieskie oczy.
- Freesia, co ty robisz? – zapytał zdezorientowany Jonathan, ale również przybliżył się do mnie i objął w talii. Uśmiechnęłam się nieśmiało i oparłam się czołem o jego czoło. – Czy ty...?
Spróbował mnie o coś zapytać. Nawet nie miałam zamiaru wiedzieć czego ode mnie chciał. Po prostu go p o c a ł o w a ł a m. Od razu to odwzajemnił, uśmiechając się lekko. Muskał ustami moje wargi, a ja robiłam to co on, ale bez większego zainteresowania. Próbowałam włożyć w to jakieś uczucia, ale nie wychodziło mi to. Johny tego nie wyczuł. Na szczęście. Odsunął się ode  mnie o milimetry.
- Przecież jeszcze niedawno nie chciałaś... – zaczął.
- Ale zmieniłam zdanie. Naprawdę cię lubię, Johny – uśmiechnęłam się i kolejny raz go pocałowałam.
- Ja ciebie też, Freesia.

Wstałam z łózka i przeciągnęłam się. Za godzinę jestem umówiona z Jonathanem. Układam nam się dobrze. Jesteśmy razem już ponad miesiąc. Rzadko się kłócimy, a on jest bardzo delikatny. Świetnie się rozumiemy, ale chyba dalej nie kocham go jak chłopaka. Ciągle nad tym pracuję.
Poszłam do garderoby po ubrania i do łazienki. Uśmiechnęłam się do mojego odbicia w lustrze. Ten związek mnie zmienił. Zaczęłam się naprawdę uśmiechać, ale... Ciągle się samookaleczam, nie umiem przestać. Tak samo jak nie umiem nie opychać się i nie wymiotować. Jestem zbyt słaba.
Umyłam się, a następnie ubrałam krótkie dżinsowe spodenki i białą bokserkę, do tego czarne baleriny, a na lewym nadgarstku zawiązałam turkusową bandankę, która miała zakryć świeże ślady. Do tylnej kieszeni włożyłam telefon i zeszłam na dół. Jess rozmawiała z kimś przez komórkę, a Angel przygotowywała śniadanie. Postanowiłam jej pomóc. Ułożyłyśmy wszystko na stole i usiadłyśmy.
- Z kim rozmawiałaś? – zapytałam Jessici, po kilku minutach rozmowy.
- Z Chrisem – powiedziała swobodnie. – Justin wrócił... – natomiast, to zdanie wykrztusiła z trudem. Oczy momentalnie zaszły mi łzami.
- Wybaczcie na moment.
Wstałam i szybkim krokiem poszłam do łazienki w moim pokoju. Osunęłam się na ziemię po drzwiach i zaczęłam płakać. Czemu Justin musiał wrócić? Do jasnej cholery, przecież dopiero wszystko zaczęło się układać! Zdjęłam opaskę z ręki i wzięłam żyletkę. Szybkim ruchem przejechałam nią kilka razy po skórze. Chyba wbiłam ją zbyt głęboko. Tak bardzo nigdy mnie nie bolało. Z ran sączyła się krew, ale nie byłam w stanie jej zatamować z żaden sposób. Kapała z ręki na podłogę. Zaczęło kręcić mi się w głowie i miałam ciemność przed oczami. Usłyszałam pukanie do drzwi i nie mam pojęcia, co działo się dalej.

Napisałem sms’ a do Chrisa i zapytałem czy będzie w skateparku za 15 minut. Odpisał, że jedzie do szpitala. Od razu zadzwoniłem.
 - Stary co jest? – zapytałem z przerażeniem.
- Nic co mogłoby cię zainteresować – odpowiedział chłodno.
- Beadles gadaj co jest!
- Freesia jest w szpitalu. Jeśli jeszcze ci na niej choć trochę zależy to przyjedź. Zaraz napiszę ci gdzie dokładnie jest – rzucił i rozłączył się.
Za chwilę dowiedziałem się gdzie znajduje się Freesia i od razu ruszyłem do szpitala. Co ona mogła sobie zrobić? Do jasnej cholery! Przecież miała Jess i Angel, poza tym, Chris nieraz mówił mi, że spotyka się z jakimś chłopakiem. Może to przez tego drania. Co on mógł jej zrobić? Nie wiedział jaka Freesia jest delikatna? Z nią trzeba uważać. Z resztą, co mnie to obchodzi. Idę się tylko dowiedzieć co jej jest. Mogę sobie to przynajmniej wmawiać.
Wyszedłem z auta i pobiegłem schodami na drugie piętro. Nie miałem czasu, żeby czekać na windę. Zapukałem do sali 269 i uchyliłem drzwi. Oczy Jessici, Angel, Chrisa, Chaza, Ryana i pewnego blondyna spoczęły na mnie. Dziewczyny siedziały tuż przy łóżku i trzymały ją za ręce. Za nimi stali moi kumple i owy blondyn. Głowa Freesii obróciła się delikatnie, zobaczyła mnie kątem oka. Jej widok ukuł mnie w serce. Leżała tam blada, wyraźnie osłabiona, podpięta do kroplówek i innych urządzeń. Pod oczami miała wielkie fioletowe cienie, a jej kości policzkowe były okropnie wystające, jakby nie jadła od miesięcy. Momentalnie odwróciła twarz, a coś na ekranie urządzenia podłączonym do niej zaczęło pulsować i pikać, wydobyła z siebie cichy dźwięk:
- Niech on stąd wyjdzie.
- Freesia, on przyszedł Cię odwiedzić – w mojej obronie stanął Christian.
- Ale ja go nie chcę tu widzieć! – krzyknęła, a monitor wydobył z siebie szybsze pikanie.
- Chcę tylko pogadać, Freesia... – zacząłem, ale brutalnie mi przerwano.
- Jak nie chce, to nie chce! Zostaw ją i wynocha! – wrzasnął blondyn.
Angel wstała z miejsca i wyszła ze mną na korytarz. Usiadła na krześle, a ja obok.
- Co się stało? – zapytałem.
- Pocięła się – odpowiedziała bez emocji w głosie. Dopiero teraz zauważyłem, że ma czerwone i opuchnięte oczy. Płakała. Dużo.
- Co? Jak? Czemu? – tego się nie spodziewałem. Może jakiś wypadek. Ale nie to. Freesia...
- Wróciłeś do Los Angeles. To był dla niej wystarczający powód. Wiesz, co się z nią działo, kiedy wyjechałeś? – spytała, a ja pokręciłem głową na „nie”. – Prawie nic nie jadła. A jak jadła, to wszystko lądowało w kiblu. Pierwszy okres czasu spędziła w łóżku jedząc litry lodów i zużywając tony chusteczek. Później odżyła. A wiesz dzięki komu? Dzięki Jonathanowi. Temu blondynowi, który właśnie na ciebie nawrzeszczał. Należało ci się. Ale to nic. Są, a raczej byli razem, do póki Johny nie zrozumiał, że ona wciąż kocha ciebie. A go traktuje jedynie jak przyjaciela. Znasz ją, wiesz, że jest wrażliwa. Jak mogłeś ją zostawić samą? Dlaczego? Justin, jak? Z nią trzeba postępować delikatnie. Ona cię kochała i chyba nadal tak jest. Spróbuj z nią pogadać. Będzie szczęśliwsza z tobą. Pomińmy fakt, że to przez ciebie tu trafiła. Z tego co wiem, kochacie się.
Zupełnie zignorowałem  Ang i lecące z moich oczu łzy i wszedłem do sali. Stanąłem tuż obok Freesii i zerknąłem na nią.
- Daj mi trzy minuty – poprosiłem.
- I ani sekundy dłużej... – szepnęła, w jej oczach pojawiły się łzy i chyba zobaczyłem przez sekundę cień uśmiechu na jej twarzy. Wyszli wszyscy, oprócz Jonathana. – Johny, dam sobie radę.
_____
Baaaaardzo przepraszam, że rozdział dopiero teraz się pojawia, ale miałam co do niego ogromne wątpliwości i przez jakiś czas nie miałam dostępu do internetu ;c
Mam kawałek następnego, ale co do niego również mam wątpliwości. I powiem, że to już końcówka bloga ;c W najbliższym czasie zostawię Freesię i Justina. Ale nie zamierzam przestać pisać.
Gadu-Gadu mi się zepsuło nie chce mnie zalogować już któryś raz z kolei, wiec z nim kończę, wybaczcie ;c
Proszę o komentarze, Wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna, zwłaszcza ta uzasadniona i rozwinięta ;)
Do następnego ;** 

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 30. "Kocham Jonathana i niech tak zostanie."


- To, do zobaczenia, Freesia – powiedział i uśmiechnął się do mnie Jonathan. Odwzajemniłam uśmiech. Johny delikatnie mnie przytulił. Po chwili odsunął się odrobinę, ale jednak nie puszczał mnie w talii. – Freesia, ja bardzo za tobą tęskniłem... Brakowało mi ciebie i nigdy nie przestałem żywić do ciebie uczuć. Kiedy się nie widzieliśmy one osłabły, ale teraz, jak znowu jesteśmy blisko – odżyły. Freesia, kocham cię.
W tym momencie zdarzyło się coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Jego wargi zbliżyły się do moich i zaczęły je całować. Ja stałam jak w murowana i trzymałam dłonie na jego karku, bez jakichkolwiek uczuć. Nie wiedziałam co się dzieje.
- Coś nie tak? – zapytał,  zostawiając w spokoju moje usta. Westchnęłam.
- Jonathan, to nie tak, że cię nie kocham, tylko... Tylko wciąż kocham Justina... I go kocham jako chłopaka, a ciebie, Johny, jak przyjaciela... Przepraszam, może jeśli dasz mi trochę czasu, zapomnę o nim i pokocham ciebie – wyznałam i poczułam się okropnie. Ja nie umiem pokochać nikogo tak, jak Biebsa.
- Okej, rozumiem. Nie ma sprawy, to ja przepraszam. Nie powinienem był... Zapomnijmy o tym, okej? – zapytał.
- Jasne, pa Johny – cmoknęłam go na pożegnanie w policzek i weszłam do domu.
Kiedy przekroczyłam próg zobaczyłam Jess i Angel. Jedna spoglądała porozumiewawczo na drugą i obie dziwnie się uśmiechały.
- Co jest? – spytałam.
Moje przyjaciółki zaczęły piszczeć i przytuliły mnie. Nie miałam pojęcia o co im chodzi. Może Justin wraca...
- Czemu nie powiedziałaś, że jest coś między tobą a Johnym? – blondynka zerknęła na mnie spod oka. – Słodko razem wyglądacie.
One myślą, że ja i Johny... Widziały nas. I co ja mam im powiedzieć? Przecież nie mogę wyjawić, że ciągle kocham Biebsa. To głupie, minęło już dużo czasu. Ja nie powinnam żywić do niego jakiegokolwiek uczucia. Chociaż miłości do Jonathana nie mogę zapomnieć do dziś.
- Bo... to jeszcze nic pewnego – skłamałam im w żywe oczy.
Wymusiłam uśmiech na twarzy i usiadłam razem z nimi na sofie, patrząc na ciastka z czekoladą, które na pewno musiały być pyszne. Zignorowałam uczucie ich smaku w ustach i kontynuowałam moją wypowiedź.
- Jak już od jakiegoś czasu się spotykamy i jakoś tak, moje uczucia do niego chyba odżyły – powiedziałam, w dalszym ciągu kłamiąc. Chociaż nie wiem, czy do końca nie była to prawda. Bo kocham go. Ale jak przyjaciela.
- Jezu, szczęścia z nim! Tak się cieszymy! – krzyknęła radośnie Angel i objęła mnie. Jess się uśmiechnęła i poklepała mnie po ramieniu.
- Dzięki, to ja już pójdę do siebie – znowu sztucznie uniosłam kąciki ust i weszłam szybko na górę, zanim któraś z dziewczyn zdążyła coś powiedzieć.
Rzuciłam się na łóżko ze łzami w oczach. Nie mogę tak ranić Johnego, jest dla mnie zbyt ważny. Za bardzo go kocham. Kocham go, niestety tylko jako przyjaciela. Jest cudowny, miły, zabawny, świetnie mnie rozumie. Może ja go rzeczywiście pokocham tak prawdziwie, jak Justina. Jeśli to w ogóle możliwe. Bo chyba lepsze jest jakiekolwiek szczęście i uszczęśliwianie kogoś, niż bycie samotnym i smutnym. Tak, to zdecydowanie lepsze rozwiązanie.
W końcu, jeśli będę z Jonathanem, to on będzie szczęśliwy i radosny, a mi będzie miło, że dzięki mnie on jest wesoły i też będę się lepiej czuła. I może z biegiem czasu stworzymy prawdziwą parę. Usłyszałam dźwięk sms’a i otworzyłam go.
„Freesia, spotkamy się jutro? Może u mnie o 11, jeśli chcesz?” – Johny <3
Szybko odpisałam, że z chęcią przyjdę. Uznałam, że to idealna okazja do pogadania z nim. W pewnym sensie chcę z nim być, a on nie musi wiedzieć dlaczego. Kocham Jonathana i niech tak zostanie. Będziemy razem szczęśliwi i będziemy się kochać. Tylko muszę zacząć wierzyć, że tak się stanie. Muszę.
Obok mnie usiadł Tost, a ja pogłaskałam go po głowie.
- Myślisz, że dobrze robię? – zapytałam kota.
Tak, wiem, że to głupie, ale Tost jest cudowny i zawsze mi pomoże. Tylko nie teraz... Położył się i zamknął oczy
- Dzięki, Tost.
A może ja już zwariowałam? Gadać z Tostem... Może ja sobie to po prostu ubzdurałam? Popatrzył na mnie i miauknął trzy razy. Czyli, że niby robię źle? Tak, powiedzmy, że sobie to ubzdurałam. Wszystkim nam to wyjdzie na lepsze.
Szybko napisałam do przyjaciela kolejnego sms’a o treści: „A mogę przyjść zaraz? Chcę pogadać, ale nie bój się ;*”. Po chwili odpowiedział: „Jasne, czekam ;*”. Zeszłam na dół, powiedziałam dziewczynom, gdzie się wybieram i wyszłam.
Teraz już będzie dobrze. Z tą optymistyczną myślą i uśmiechem na ustach zapukałam do drzwi Johnego.
_____
Przepraszam, że taki krótki rozdział, ale pisany przed chwilką, bo jadę do Paryża na tydzień <3 ale nie będę mogła pisać przez ten tydzień ;c
jak się podoba? Mi nieszczególnie, ale coś dodać muszę :)
Proszę o dużo szczerych komentarzy, zapraszam na bloga mojego chłopaka : http://jonsonheh.tumblr.com/
i do następnego ;*

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 29. "- Tęskniłaś za mną? - Tak. Bardzo. "

            Następne dwa miesiące były okropne, ale, w niektórych chwilach, też bardzo dobre.
Okropne, w momentach, kiedy słuchając radia, oglądając telewizję, czytając gazetę, czy też przeglądając jakiś portal plotkarski natknęłam się na piosenkę, zdjęcie, informację, czy jakąkolwiek wzmiankę dotyczącą Justina. Najbardziej bolał fakt, że wszędzie chodził uśmiechnięty i radosny. Wydawał się też szczęśliwy, ale z doświadczenia wiem, że jest bardzo dobrym aktorem. Chociaż możliwe jest, że pogodził się z naszym rozstaniem. W końcu minęły dwa miesiące.
Okropne, kiedy patrząc na tapetę w telefonie, czy na laptopie, których za nic w świecie nie byłam w stanie zmienić, a przedstawiały one mnie i Justina, śmiejących się z niczego, łzy napływały mi do oczu, niekontrolowanie spływały po policzkach i kapały z podbródka, bo tak cholernie za tym tęskniłam.
Okropne, kiedy widywałam się z Chazem, Ryanem albo Chrisem, którzy tak cholernie przypominali mi Justina. Nie tylko pod względem wyglądu, bo podobieństwo nie było jakieś ogromne, ale pod względem zachowania, czy też po prostu, dlatego, że byli jego przyjaciółmi.
Okropne, kiedy Angel lub Jess próbowały się dowiedzieć, dlaczego Justin ze mną zerwał. W dalszym ciągu nie potrafiłam im nic o tym powiedzieć. Próbowałam wyjaśnić coś Angel, ale zawsze zaczynałam płakać. Ból z każdym dniem coraz bardziej rozrywał mnie od środka, a ponoć czas leczy rany... Czułam się jakbym rozpadała się na miliony malutkich, drobniutkich kawałeczków.
Te miesiące były dobre jedynie w momentach otępienia. Nie odczuwałam wtedy nic. Oczywiście ból ciągle gdzieś we mnie siedział, ale nie był aż tak silny. Nastawało to głównie wieczorami, kiedy leżąc w łóżku przed snem oczyszczałam umysł od wszelkich myśli i patrzyłam w sufit. Taki był mój sposób na „normalnie” zaśnięcie. Dopiero po rozstaniu, z Justinem uświadomiłam sobie, że, od kiedy byliśmy parą, moje koszmary zniknęły. Nie śniło mi się wtedy nic, ale zawsze lepsze to niż powtarzająca się w kółko zmora senna. Kiedy ze mną zerwał one powróciły, ale jednak nie były takie same. Nie widziałam już kostuchy, ciągle powtarzającej, że to przeze mnie moja mama nie żyje. Widziałam siebie, siedzącą na ławce przed grobem mojej rodzicielki. Co gorsza, na dole nagrobka widniał napis Zawszę będę Cię kochać, którego nigdy tam nie było. Za mną stał Justin i obejmował mnie mocno. Po chwili rozpływał się, a napis powiększał. W tej chwili, każdej nocy budziłam się z krzykiem. Na początku Angel i Jessica przybiegały do mnie z różnymi przedmiotami, którymi mogłyby mnie „obronić”. O ile pustą butelką po wodzie, albo pluszowym misiem można obronić człowieka. Później przestały to robić. Czasem zaglądała do mnie Angel, przytulała i powtarzała, że kiedyś na pewno wszystko się ułoży. Chciałabym móc jej w to uwierzyć, ale nie miałam zamiaru po raz kolejny się rozczarować.
W pewnym sensie były też dobre, kiedy się okaleczałam. Nie przestawałam odczuwać bólu psychicznego, ale fizyczny, który sama sobie zadawałam, dominował. Cierpienie nie było większe, ale choć na chwilę zapominałam, jak naprawdę się czułam. Cięłam się ze dwa razy dziennie. Wiem, że było to okropnie głupie. Ale pod żadnym pozorem nie umiałam zrezygnować z ulgi, jaką wtedy odczuwałam.
- Freesia, nie jesteś głodna? – do mojego pokoju weszła Angelina.
Wzruszyłam ramionami.
- Może i jestem, ale nie chcę jeść – uznałam, głaszcząc Tosta.
Już od dawna nie jadłam tak mało. Jess twierdziła, że w takim tempie, to ja w ciągu najbliższego miesiąca zostanę anorektyczką. Na szczęście, a może i niestety, nie było to możliwe.
- Słońce, musisz jeść – powiedziała twardo.
- Jak muszę, to coś zjem.
Blondynka westchnęła głęboko i wyszła. Po jakiś piętnastu minutach wróciła z talerzem, na którym znajdowała się jajecznica i dwie kromki chleba z sałatą. Angel położyła moje śniadanie na szafce nocnej i usiadła na łóżku, obok mnie. Uśmiechnęła się blado.
- Frees, powiesz mi, czemu? – zapytała. Powtarzała to codziennie, a ja codziennie mówiłam, że jak będę gotowa, to wszystko jej wytłumaczę. Ale ciągle nie byłam. Pokręciłam tylko głową na „nie” i przytuliłam przyjaciółkę, a w kącikach moich uczy zebrały się łzy. – Okej, rozumiem. Kocham Cię, Freesia. Nie płacz, ułoży się. Smacznego.
Wstała i chciała iść, ale poprosiłam, żeby została i opowiedziała mi, co u niej. Dawno nie rozmawiałyśmy.
- Chciałabym, ale umówiłam się z Chazem... – zaczęła mówić, ale kiedy zobaczyła grymas na mojej twarzy, ugryzła się w język. – Wybacz.
- Rozumiem – powiedziałam. – Miłej... randki – te słowa nie chciały mi przejść przez gardło.
Niby cieszyłam się z jej szczęścia, ale więź, która łączyła mnie z Justinem, została tak nagle rozerwana. Przez kilka dni w ogóle nie chciałam przyjąć do wiadomości, że już nie jesteśmy razem. Kiedy słuchałam o miłości, coś gniotło mnie w brzuch i podkurczam nogi pod brodę oraz oplatam je ramionami. Jakbym chciała się obronić przed bólem.
- Dzięki. Pa, Freesia, wrócę tak szybko jak będę mogła – uśmiechnęła się.
- Nie musisz się spieszyć, dam sobie radę – spróbowałam unieść kąciki ust, ale chyba mi to nie wyszło. Wzięłam talerz z posiłkiem i zaczęłam jeść, a Angel wyszła.
Kiedy skończyłam wstałam z łóżka i leniwie zeszłam na dół. Postawiłam naczynia na blacie, koło zlewu, z szafki wyjęłam czekoladę mleczną, a z zamrażarki pudełko lodów waniliowych i wróciłam do pokoju. Połamałam słodycz w małe kostki i wrzuciłam do lodów. Usiadłam z Tostem na kanapie i zaczęłam jeść. Włączyłam telewizor, na jakiejś stację filmową. Za pięć minut miało zacząć się „I że cię nie opuszczę...”. Oglądałam to kiedyś. Ciekawy film, smutny, ale dobrze się kończy. Nacisnęłam „nagraj” i przełączyłam dalej. Nie chciałam tego teraz ponownie obejrzeć, było by mi tylko bardziej smutno.
Po zjedzeniu lodów i przesłuchaniu kilku piosenek, odstawiłam pudełko na bok i poszłam do łazienki. Do ręki wzięłam nieużywaną, do mycia zębów, szczoteczkę. Uklęknęłam przy ubikacji, włosy związałam w niskiego koka, gumką do włosów, którą miałam na nadgarstku, żeby, choć trochę zamaskować ślady po samookaleczeniu się. Nachyliłam się przy muszli, a szczoteczkę włożyłam do gardła, powodując wymioty.
Moje odżywianie w ostatnich miesiącach polegało na tym, że albo nie jadłam zupełnie nic, albo wpychałam w siebie, tyle kalorii ile się dało i wymiotowałam. Doskonale wiedziałam, że postępowałam bardzo źle. Niestety bardzo ciężko było mi z tego zrezygnować. Czułam się wtedy wiele lżej. Poza tym, miałam jeszcze jeden, trochę głupi powód. Po prostu chciałam, żeby Justin, kiedy już wróci z trasy, zobaczył, co stracił. Wiem, że nie byłam jakoś niesamowicie wspaniała, ale jak schudnę, spróbuję nabrać pewności siebie... Musi być ze mną, lepiej, a on musi żałować, że mnie zostawił.
Kiedy już opróżniłam żołądek z obu posiłków, opłukałam dokładnie szczotkę i odłożyłam na miejsce. Umyłam zęby, oczywiście inną szczoteczką, oraz twarz. Poszłam do garderoby, wyjęłam krótkie czarne spodenki oraz bokserkę w odrobinę jaśniejszym kolorze, a z szafki bieliznę i skarpetki. Ubrałam się, a do tego założyłam czarne Converse’ y. Telefon oraz drobne schowałam do tylnej kieszeni spodni, klucze do przedniej. Na małej karteczce napisałam, że idę do parku i położyłam ją na blacie kuchennym. W uszy wsadziłam słuchawki i podpięłam je do telefonu, a następnie włączyłam jakąś piosenkę. W rękę wzięłam książkę i ruszyłam przed siebie.
Usiadłam na ławce w cieniu drzew i otworzyłam lekturę w miejscu, gdzie ostatnio skończyłam czytać. Zabrałam się ostatnio za „Delirium”. Świetna książka. Mam w domu również drugą i trzecią część. Przeczytałam trylogię już raz i robię to ponownie. Głównie z nudów. Kiedy skończyłam czytać następne dwa rozdziały, ktoś zaszedł mnie od tyłu i zakrył oczy dłońmi.
- Zgadnij, kto to! – krzyknął jakiś męski głos. Dotykając tego kogoś po rękach, stwierdziłam, że na prawym nadgarstku ma bransoletkę z koralików. Tylko jeden znany mi chłopak taką nosił.
- Jonathan? – zapytałam niepewnie.
No tak. Zapomniałam o jednym małym szczególiku. O Jonathanie. Często dzwonił. Kilka razy dziennie. W końcu, dla świętego spokoju odebrałam. Tak bardzo chciał się spotkać. Słyszałam to w jego głosie i nie potrafiłam mu odmówić. Za bardzo go potrzebowałam. On zawsze świetnie mnie rozumiał. Niby nie widzieliśmy się długo. Bardzo długo, bo jakieś 5 lat, ale wiedziałam, że w każdej chwili mogłam na niego liczyć. Nasze pierwsze spotkanie przebiegło dość niezręcznie. Na powitanie chciał mnie przytulić, ja go nie, bo ciągle się bałam. Nie mogliśmy znaleźć wspólnego tematu. Później było dużo lepiej.
- Tak, piękna! Zgadłaś! – uśmiechnął się i mnie przytulił.
- Ja, piękna? Proszę cię – powiedziałam z sarkazmem i szczerze odwzajemniłam jego uśmiech.
Od kiedy spędzam z nim dużo czasu, naprawdę się uśmiecham. Gorzej jak się żegnamy. Wszystko wraca.
- Najpiękniejsza na świecie. Co dziś robimy? Idziemy na lody? Do skateparku? Do wesołego miasteczka? Do galerii? A może jesteś głodna? – zasypał mnie milionem pytań.
- A może tu zostaniemy i pogadamy? – zaproponowałam nieśmiało i wstałam na chwilę, żeby poprawić spodnie, a następnie usiadłam po turecku, przodem do Johny’ ego.
- Jasne, jeśli tylko chcesz. O czym chcesz pogadać? Może zagramy w prawdę?
- Okej, czemu nie – wzruszyłam ramionami i poprosiłam, żeby zaczął. Po chwili namysłu zapytał:
- Tęskniłaś za mną?
- Tak. Bardzo.
Graliśmy tak, głównie na pytania bez sensu. Jonathan doskonale wiedział, których tematów nie poruszać. Wiedział, które to tematy tabu. Świetnie mnie rozumiał. Jak zawsze z resztą.
_______________
I jest rozdział dwudziesty dziewiaty. Jak się podoba? Jak dla mnie nie jest zły. Starałam się jak mogłam, żeby wyszedł jak najlepiej. :)
Baaaaardzo dziękuję za rekordową ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Nawet nie wiecie jak się z tego cieszę! <3  I oczywiście proszę jeszcze więcej, jeśli tylko podoba Wam się notka :)
Na górze, bo nie wiem czy zauważyliście, pojawiła się informacja, dotyczącą osób, które pisały ze mną na gg, ponownie proszę o skontaktowanie się ze mną na nowy numer :)
Przepraszam, że w rozdziale za wiele się nie dzieje, ale obiecuję, że następny będzie lepszy! :* <3
Do następnego! ;*


wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 28. " Nie wiecie jaki ból rozrywał mnie wtedy od środka"


Wstałam i otrzepałam się z piasku. Była już prawie dwudziesta druga, kurczę, długo siedziałam na tym klifie, więc postanowiłam wziąć taksówkę i wrócić do domu. Na szczęście w kieszeni kurtki znalazłam 58 dolarów. Oczywiście portfel został w domu Justina... Jak kilka innych moich rzeczy... Poproszę Jessicę, albo Angel, żeby po nie pojechały. Pomachałam ręką na ulicę, gdzie akurat jechała taksówka. Auto zatrzymało się, a ja szybko wsiadłam i przywitałam się z taksówkarzem. Powiedziałam kierowcy gdzie ma mnie zawieść i oparłam głowę o szybę.
- Czemu panienka płakała? – zapytał starszy mężczyzna, z wyjątkowo bujną, siwą czupryną i brodą.
- Taki jeden... – westchnęłam. – Rozstałam się z chłopakiem.
Właściwie, to jemu chyba mogę się wyżalić. Przecież mnie nie zna, pewnie chce być tylko uprzejmy, nawet go to nie obchodzi. A mi może być lżej.
- Szczerze panience współczuję – uśmiechnął się blado. – Przepraszam, może to nie moja sprawa, ale dlaczego?
Już miałam powiedzieć: „Ma pan rację, to nie pana sprawa”, ale ugryzłam się w język i przypomniałam sobie, że z nim mogę porozmawiać.
- Właściwie, to go okłamałam – wyznałam. – A dla niego bardzo ważna jest szczerość. Ale to nie było „prawdziwe” kłamstwo. Ja... Powiedziałam mu, że miałam jednego chłopaka, a miałam dwóch. O pierwszym chciałam zapomnieć, więc nikomu nie mówiłam, ale kiedy doszłam do wniosku, że nie ma to sensu, to po prostu mu powiedziałam. Dodałam też, że nie mam z nim prawie żadnego kontaktu. W tym momencie zadzwoniła moja komórka, kiedy odebrałam okazało się, że dzwoni chłopak, o którym chciałam zapomnieć, a ja palnęłam ze zdziwienia jego imię, kiedy powiedział, że to on. Rozumie pan coś z mojej paplaniny? – zapytałam.
- Owszem, wydaje mi się, że rozumiem. Ale nie rozumiem zachowania chłopaka panienki. Jeśli chciałby dla panienki dobrze, to on zrozumiałby dlaczego mu panienka nie powiedziała o swoim pierwszym chłopaku. A on z panią zerwał. Ale dlaczego pani pierwszy chłopak dzwonił?
- Wraca do miasta i chce się spotkać. Nie mam na to najmniejszej ochoty, może mi pan wierzyć. Przez ostatnich kilka lat o nim zapominałam, a to cholernie bolało. Właściwie, to nie o nim, tylko o moim uczuciu do niego i nie chcę tego marnować jakimś głupim spotkaniem.
- To może niech panienka szczerze porozmawia z chłopakiem. Zależy panience na nim, widać to.
- Wie pan co? Ma pan rację – powiedziałam, ale oczywiście zaraz naszły mnie czarne myśli. Jakby to mogło być inaczej. – A co jeśli on mi już nie wierzy i nie chce ze mną rozmawiać?
- To inna sprawa. Prawdopodobnie nie jest panienki po prostu wart.
- Nie, proszę, niech pan tak nie mówi. Ja go kocham najmocniej na świecie i wiem, że on też mnie kocha.
Wiedziałam, że mnie kocha. Sam mi to powiedział: „ Jest możliwość, że kiedyś będę tego jeszcze żałował, bo cholernie cię kocham, kocham cię nad życie”. Ale jednak, pomimo swojej miłości mi nie wierzył...
Może jednak nie powinnam z nim rozmawiać, skoro nie ufa mi całkowicie i nie wie, że nigdy bym go specjalnie nie okłamała. Ja po prostu nie mogłam inaczej, nie myślałam o Jonathanie i nie chciałam, żeby ktokolwiek inny o nim wiedział, bo nawet przypadkiem mógł mi o nim przypomnieć. Wyjęłam z kieszeni telefon, odblokowałam i przesunęłam palcem w prawo po ekranie. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie moje i Justina. Siedziałam mu na kolanach i śmiałam się. Lewą ręką obejmowałam jego szyję, a on trzymał dłonie w mojej talii i również się uśmiechał. Jess nam je ostatnio zrobiła i kto by pomyślał, że on mi nie wierzy.
- To jak, gdzie panienkę zawieść? – zapytał kierowca. – Ja na panienki miejscu porozmawiałbym z chłopakiem.
- Okej, to do niego.
Podałam adres i poprawiłam pas. Wgapiałam się w komórkę. Zawibrowała. SMS. Wpisałam hasło i kliknęłam „pokaż”, z nadzieją, że to Justin napisał. Niestety myliłam się, SMS’ a wysłała Jessica: „Freesia, słońce, jadę z Ang do Justina, okej? Jesteście w domu? Muszę z Tobą pogadać ;* ”. Szybko odpisałam, że za góra godzinę powinnam być w domu i, żeby się nie fatygowały. Nie bardzo miało to sens. Skoro miały sprawę do mnie, a nie do Justina, a ja i tak niedługo wrócę, to lepiej, żeby na mnie po prostu poczekały. Z resztą, Jess narzekała ostatnio, że Biebs mieszka daleko, a ona nie lubi jeździć po mnie przez pół miasta. Nie będę stwarzała problemu.
Nie będę stwarzała problemu? Przecież i tak to robię. Unieszczęśliwiam samą siebie i Justina.
- Proszę pana, pojedźmy jednak do mnie do domu – poprosiłam, tłumacząc. – Nie mam odwagi porozmawiać z chłopakiem. Przepraszam za zamieszanie.
- Jak panienka chce – uśmiechnął się, a do końca drogi zajmował mnie rozmową o „niczym”.
Czyli o pogodzie, chociaż nie wiem o czym tu było rozmawiać. Przecież w Los Angeles prawie zawsze świeci słońce. Ale on jednak skutecznie kierował moje myśli w inną stronę. Kolejnym tematem jakiego się podjął, była muzyka. Akurat poprosiłam, żeby przełączył stację, bo nie chciałam się wsłuchiwać w miłosne rozwodzenia jakiś popowych gwiazdek. Mówił, że jego córka gra na pianinie, 8-letnia wnuczka brzdąka na gitarze, a 14-letnia – na perkusji. Muzykalna rodzinka, on sam w czasach młodości ponoć grał na saksofonie. Ja pochwaliłam się tym, że śpiewam. Był bardzo uprzejmy, polubiłam go.
Mój telefon ponownie zawibrował. Tym razem SMS’ a wysłał Tom: „Freesia, nasze jutrzejsze spotkanie nadal aktualne?”. Zastanowiłam się przez chwilę co mu odpisać. W końcu zdecydowałam, że umówię się z nim kiedy indziej. Napisałam, że nie najlepiej się czuję i skontaktuje się z nim później. W odpowiedzi życzył mi zdrowia. Jest naprawdę miły.
Zamiast męczyć taksówkarza moimi rozważaniami o życiu, wyszukałam w google’ach „tabletki nasenne”. Kliknęłam pierwsze z góry i pokazała mi się lista nazw. Jeździłam palcem w górę i w dół, szukając czegoś, co mam w domu. Kojarzyłam jedno, ale nie mam pojęcia skąd. W końcu zrezygnowała zablokowałam telefon. Akurat podjeżdżaliśmy pod mój dom.
- Jeśli chłopak panienkę kocha, to wybaczy to kłamstwo. A jak nie, to nie jest panienki wart. Niech sobie to panienka zapamięta – powiedział kierowca i serdecznie się do mnie uśmiechnął. Spróbowałam to odwzajemnić, ale chyba wyszedł mi grymas. Mężczyzna podał mi ile mam zapłacić i dałam mu pieniądze.
- Dziękuję panu za wszystko. Do widzenia – pożegnałam się i poszłam do domu.
Otworzyłam drzwi najciszej jak umiałam i szybkim krokiem udałam się do mojego pokoju. Zamknęłam się od środka. Zrzuciłam z nóg czarne balerinki, kurtkę powiesiłam na oparciu krzesła, a sama padłam na łóżko i zaczęłam szlochać. Łzy same lały się z moich oczu. Rzuciłam poduszką w wieżę i włączyła się płyta „Red” Taylor Swift. Możliwe, że nie był to najlepszy pomysł, w końcu słuchanie smutnych, miłosnych piosenek, kiedy chce się zabić, no, nie pomaga. Ale trudno. Lubię taką muzykę i będę jej słuchała. Wzięłam z pościeli misia, którego również dostałam od Justina na urodziny, i wtuliłam się w niego. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi i głos jednej z moich przyjaciółek:
- Freesia, jesteś? Coś się stało? Otwórz drzwi, proszę.
- Nie! – krzyknęłam.
- Freesia, co jest? Otwórz drzwi – ponownie zostałam o to poproszona i ponownie odmówiłam. – Freesia, otwórz! – to musiała być Angel, Jessica pewnie poddałaby się po pierwszej próbie.
Zignorowałam kolejne wołanie i poszłam do łazienki. Przypomniałam sobie mój genialny pomysł. Teraz już chyba nie był taki świetny, tylko, że nie umiałam z niego zrezygnować. Z szafki wyjęłam żyletkę. Nie myślałam w tej chwili racjonalnie. Zdjęłam z lewego nadgarstka kilka gumek i bransoletek z koralików. Przyłożyłam ostrze do skóry, przycisnęłam, przesunęłam i poczułam niewyobrażalny ból, który po chwili, ale bardzo powoli ustąpił. Powtórzyłam tą czynność jeszcze parę razy i obmyłam rękę wodą. Piekło mnie jak cholera, ale całkowicie ignorując to uczcie, i krew, cieknącą z rany, wyszłam z pomieszczenia. Ku mojemu zdziwieniu na łóżku siedziała Angelina.
- Co ty tu robisz? – zapytałam i stanęłam jak wryta, przecież zamykałam pokój.
- Siedzę. Freesia, co się stało? – wstała i szła w moim kierunku, z zamiarem przytulenia. Odsunęłam się na bok.
- Teraz już stoisz, ale jak ty tu weszłaś? – dopytywałam, lekceważąc troskę mojej przyjaciółki.
- Otworzyłam drzwi kluczem. Freesia, powiedz mi co się stało – zażądała Ang.
 W tym momencie mój podbródek ponownie zaczął drgać, a łzy mimowolnie wyleciały z moich oczu. Blondynka już otwierała usta, ale uciszyłam ją, przykładając palec wskazujący do warg.
- Rozstałam się z Justinem – wybełkotałam na jednym tchu i szlochając rzuciłam się na łóżko.
- Co? Czemu? Jak, Frees? – zadawała milion pytań, ale ja nie byłam w stanie odpowiedzieć na żadne z nich.
Samo zerwanie było cholernie bolesne, a co dopiero mówienie o nim. Po prostu nie umiałam nic wykrztusić. Czuliście się kiedyś, tak jakby wasz cały świat po prostu, w jednej chwili wypadł wam z rąk, albo przestał istnieć? Nie? To nie wiecie jaki ból rozrywał mnie wtedy od środka. Powiedzenie o tym taksówkarzowi również sprawiało mi problem, ale nie aż tak duży. Może dlatego, że nie znałam go pewnie miałam nigdy już nie spotkać, więc co to za różnica, czy będzie coś o tym wiedział, czy nie? Ale Angel, kiedy nawet przypadkiem by o tym wspomniała, nie miałaby pojęcia jak bardzo by mnie to zraniło. Nie chciałam. Nie mogłam.
- Angel, to boli, powiem ci, ale nie teraz. Mogłabyś pojechać z Jess po moje rzeczy do... Justina? – zapytałam i dopiero teraz zauważyłam, jak wielki problem sprawiało mi wymówienie jego imienia. A może dopiero teraz zaczęło.
- Okej, rozumiem. Jasne, zaraz pojedziemy – uśmiechnęła się do mnie smutno i wyszła z pokoju.
 Zostawiała mnie sam na sam z moimi myślami, które wcale nie pomagały w nabraniu chęci do życia. Chociaż skoro nie ma przy mnie już Justina, po co mi moje życie?
____________
Nawiązując do komentarzy pod ostatnim rozdziałem, chciałam powiedzieć, że mój chłopak, powiedział, że prawdopodobnie zareagował by podobnie, jeśli nie tak samo jak Justin, więc nie dziwmy mu się. Z tego co wiem chłopacy są potwornie zazdrośni, a jak na dodatek aż tak zależy im na szczerości i prawdomówności, no, nie ma się czemu dziwić. xd
Jak podoba się ten rozdział? Mi coś w nim nie pasuje, ale nie wiem co i obstawiam że się nie dowiem, więc dodaję xd <3
Dziękuję serdecznie za 7 komentarzy i proszę o następne <3
i wybaczcie, że może nie odpisuję wam na gadu, ale nie mam aktualnie dostępu do mojego laptopa, a na mamy nie ma gg, więc jak tylko będę mogła odpowiem <3
no, chyba tyle xd jak udały się Wam święta? <3 moje były w porządku, ale mam od czegoś jakieś głupie uczulenie ;c

Do następnego ;*

środa, 20 marca 2013

Rozdział 27. " Jest możliwość, że kiedyś będę tego jeszcze żałował, bo cholernie cię kocham, kocham cię nad życie, ale teraz to koniec.


- Miałam wtedy trzynaście lat... – powiedziałam i momentalnie coś ukuło mnie w sercu.
Dotknęłam ręką włosów, które były już prawie suche. Chcąc jak najszybciej opowiedzieć to Justinowi, ale i zarazem nie mówić nigdy, zaproponowałam, żebyśmy wybrali się na spacer. Była już godzina dwudziesta trzydzieści, ale on się zgodził. Żeby dopełnić mój ubiór włożyłam czarną, skórzaną kurtkę. Była bardzo cienka, więc na szczęście nie było mi w niej gorąco. Do parku, bo tam właśnie postanowiliśmy się udać, szliśmy w ciszy, splatając palce swoich dłoni. Biebs nucił coś pod nosem, ale nie bardzo miałam ochotę wsłuchać się w melodię, żeby powiedzieć co to za piosenka. Możliwe też, że wcale jej nie znałam. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, zaczęłam myśleć, co powiedzieć Justinowi. Moja historia była cholernie zagmatwana. Miałam myśli samobójcze, mówiłam, że to nie miejsce dla mnie, aż tu nagle jeden dzień i stałam się najszczęśliwsza pod słońcem. Wtedy, bo teraz z Biebsem jestem jeszcze szczęśliwsza.
Usiadłam na ławce, a mój chłopak tuż obok mnie. Uśmiechnął się zachęcająco i poprosił, żebym mówiła. Westchnęłam głęboko i zaczęłam:
- Miałam trzynaście, prawie czternaście lat. Możesz sobie myśleć, że ktoś tak młody, w pewnym sensie jeszcze dziecko, nie wiedział nic o życiu. A jednak. Chodziłam z tym chłopakiem na prawie każdą lekcję. Nigdy nie byliśmy jakoś specjalnie blisko, ale kiedy nasza szkoła organizowała w wakacje wycieczkę, Angel i Jess chciały się na nią koniecznie wybrać. Zgodziłam się udać tam z nimi. Obie znały tego chłopaka. Miał na imię Paul. Jechał ze swoim kumplem, Christopherem. Moje przyjaciółki zabrały ze sobą również Clarie, kuzynkę Jessici. Była młodsza o dwa lata. Paul i Chris siedzieli za mną i Angel, a przed nami Jess i Clarie. W drodze nie działo się nic ciekawego. Poznawaliśmy wszystkich, swoją drogą jechało dość mało osób.  Oprócz naszej szóstki jeszcze siedemnaścioro ludzi z mojej szkoły. 
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wycieczka wybrała się do hotelu. Rozdzielono pokoje i ogłoszono, że następnego dnia o godzinie ósmej wszyscy mają być na dole i czekać na śniadanie, a cisza nocna zaczyna się o dwudziestej drugiej i mamy być w swoich pokojach. Tak miło wyszło, że na naszym piętrze byliśmy tylko my i jeszcze dwie dziewczyny. Christopherowi podobała się Angel, więc on i Paul od razu przyszli do naszego pokoju. 
Paul był rudzielcem, średniego wzrostu, o zielonych oczach i świetnym poczuciu humoru, a Christopher trochę wyższym brunetem o niebieskich tęczówkach. Żaden z nich mi się wtedy nie podobał.
Siedzieliśmy sobie w kółku. Ja, Angel, Jess, Clarie, Paul i Chris. Graliśmy w butelkę na pytania i zadania. Po chwili dołączyli do nas również Jacob i Patrick, znajomi Chrisa. 
Nie byłam znana w szkole. Bardziej taka, cicha, szara myszka, z resztą dalej tak jest. Więc kiedy Jake wykręcił na mnie i powiedział, że mam pocałować Paula w policzek oblałam się rumieńcem. Rudy podszedł do mnie i uśmiechnął się zachęcająco. Ledwo dotknęłam ustami jego policzka i już się odsunęłam. Gra nie była szczególnie wciągająca. Najciekawszą rzeczą, której się wtedy dowiedziałam, było to, że według Paula byłam tam najładniejsza. Szkoda, że kłamał. Jess i Angel były i dalej są dużo ładniejsze. 
Nieważne. O omówionej godzinie, opiekunki przeszły się po pokojach i wyprosiły wszystkich do swoich. Poł godziny później do mnie i Angel przyszła Jessica z Paulem i Chrisem. 
Znowu graliśmy w butelkę na pytania i zadania. Wszyscy na siłę chcieli mnie ‘zeswatać’ z Paulem. Kazali całować nam się nawzajem w policzki, albo oceniać swoje wyglądy. Według mnie wszystko to było bez sensu. Przecież ja się mu na pewno nie podobałam. Z resztą, on mi wtedy też nie. 
Następnych kilka dni minęło mi bardzo miło. Zwiedzaliśmy, jeden dzień spędziliśmy na plaży, nie działo się właściwie nic specjalnego. No, może pomijając fakt, że czegokolwiek nie robiliśmy Paul chciał być ze mną w grupie, bądź siedzieć koło mnie w kinie. Było to bardzo miłe, bo naprawdę go lubiłam.  
Kiedy wracaliśmy jakoś tak wyszło, że siedziałam obok Paula w autokarze. Po chwili zaczął bawić się moimi włosami. Chyba głównie dlatego, że zauważył tam rude pasemko. W każdym razie, kiedy muskał opuszkami palców mój kark, przechodziły mnie przyjemne ciarki. Było to u mnie nienaturalne. Bardzo nienaturalne. Ale zarazem cholernie miłe i przyjemne. Mówił, że moje włosy są zajebiste. Dokładnie tak to określił. 
Kiedy Clarie powiedziała, że też chce, żeby Paul ją uczesał, zamieniłam się z nią miejscami i usiadłam z Angel. Chyba nigdy nie zapomnę tego, co do niej wtedy powiedziałam: „Angel, ja chyba lubię Paula. Tak bardziej”. Było to najgorsze, co mogło wyjść z moich ust. Nie mogłam go polubić bardziej niż kolegi. On po prostu nie był dla mnie...? Chyba mogę to tak określić. 
Po chwili Paul powiedział, że moje włosy są najlepsze i chce się nimi jeszcze raz pobawić. W końcu uradowana usiadłam obok niego, a on znowu zaczął mnie czesać. A robił to tak delikatnie, czule, że prawie tam oszalałam. Trwało to trochę, a przez cały czas rozmawialiśmy ze sobą. Uznał, że zostanie moim prywatnym stylistą.
Po wróceniu do LA rozeszliśmy się wszyscy bez słowa. Zrobiło mi się odrobinę smutno. Odebrała mnie ciotka i powiedziała, że następnego dnia wyjeżdżamy na wieś, do mojej dalekiej kuzynki, Vanessy. Zgodziłam się, bo niby co miałam do gadania? 
I nagle mój kontakt z Paulem urwał się. Codziennie czekałam na niego na Skype’ie. Jeśli wszedł, to napisał mi w wiadomości „Hej”, a ja również się z nim przywitałam, ale  na tym kończyła się nasza konwersacja. I w ten oto sposób minęły mi dwa tygodnie. 
Jako, że nie cierpię małych miejscowości, a co dopiero wsi, okropnie się tam nudziłam. Po powrocie miałam się wybrać z Jess i Ang na zakupy. Właśnie wychodziłam z domu mojej cioci, kiedy dostałam SMS’ a od przyjaciółki, w którym poinformowała mnie, że wybierał się też z nami Paul i Christopher. 
Paul przytulił mnie na powitanie. Ale nic więcej. Do końca wakacji nasza znajomość nie wybiegała poza kolegowanie. Potem przestaliśmy się widywać, utrzymywać jakikolwiek kontakt. Ten moment, kiedy mnie objął był magiczny. Przynajmniej dla mnie. Może to dziwne porównanie, ale czułam się, jakby kopnął mnie prąd.
Byłam załamana, bo myślałam, że się w nim zakochałam. Potem jeszcze dowiedziałam się, że podobałam się Paulowi wtedy,  kiedy się w nim „zakochiwałam”. Okropnie mnie to zabolało. Gdyby mi powiedział. Albo gdybym ja mu to powiedziała. Przecież moglibyśmy być razem. On mi się tak bardzo podobał, i chyba nawet czułam do niego coś więcej. Właśnie wtedy miałam myśli samobójcze. Aż poznałam Jonathana.
Justin, nigdy ci o nim nie mówiłam, chciałam wyrzucić z głowy, ale było to po prostu niemożliwe. Pytałeś ilu miałam chłopaków. Powiedziałam, że jednego, miałam na myśli Charliego. Ale... byłam też z Jonathanem. Okłamałam cię, ale ja chciałam po prostu zapomnieć. Przepraszam. On pomógł mi wyjść z dołka, pomógł mi się pozbierać i wyjechał. Byłam z nim szczęśliwa, a on mnie zostawił. Wyprowadził się. Praktycznie nie utrzymuję z nim kontaktu. Myślałam, że będzie mi łatwiej jak nikt nie będzie o nim wiedział, że łatwiej mi będzie zapomnieć, ale to i tak chyba by nic nie dało. Wydaje mi się, że po prostu nie da się zapomnieć o kimś, kogo się kiedyś, nawet jeśli to było bardzo dawno temu, kochało. Przynajmniej takie jest moje twierdzenie. Przepraszam, skarbie – uśmiechnęłam się blado i otarłam policzki z łez.
 Zawsze jeśli tylko komuś wspominam o Paulu, albo o Jonathanie – płaczę. Po prostu jestem zbyt wrażliwą osobą. Czasem mi to naprawdę bardzo przeszkadza. Nie twierdzę, że jest to zła cecha, ale w niektórych momentach życia chciałabym być mniej czułą i empatyczną dziewczyną.
Biebs patrzył w przestrzeń i głęboko się nad czymś zastanawiał.
- Okłamałaś mnie – wykrztusił.
- Wiem, ale Justin, ja naprawdę nie chciałam. To jest okropne. Chciałam go wyrzucić z głowy, zapomnieć o nim, ale to wcale nie było takie łatwe. Dlatego teraz ci o nim powiedziałam – spróbowałam mu to wytłumaczyć, ale chyba nie do końca chciał zrozumieć.
- Okłamałaś mnie... Jak mogłaś?! – wstał z ławki pod wpływem emocji. – Przecież, ja ci ufałem. A ty mnie okłamałaś... Dlaczego? Freesia, ja cię kocham!
- Justin, to nie tak! Myślałam, że zrozumiesz o co mi chodziło, co czułam – również się podniosłam i złapałam go za dłoń. – Kocham Cię.
- Tak? Jesteś pewna? A może teraz też kłamiesz, bo chcesz się pozbyć jakiegoś uczucia z głowy? – zapytał sarkastycznie i wyrwał moją dłoń z uścisku, a mnie okropnie ukuło to w serce.
- Justin, przepraszam cię. Ja naprawdę cię kocham. Jak nikogo innego. Tylko ciebie, najmocniej na świecie. Uwierz mi – poprosiłam, a spod moich powiek ponownie wyleciała porcja łez. Jak on w ogóle mógł zwątpić w moje uczucia. Przecież wie, że go kocham.
- Ja muszę nad tym pomyśleć – powiedział.
- Justin, kocham cię. Jak możesz mi nie wierzyć?! Zależy mi na tobie, nie zostawiaj mnie! Błagam! Jesteś dla mnie wszystkim! – krzyknęłam a w tym momencie zadzwoniła moja komórka. Popatrzyłam na Justina, który  kiwnięciem głowy dał mi znak, żebym odebrała telefon.
- Halo? – zapytałam, nawet nie patrząc na ekran.
- Witaj, Freesia. Tu Jonathan – usłyszałam aksamitny głos w słuchawce.
- Jonathan? – zapytałam zdezorientowana, a moje źrenice rozszerzyły się jeszcze bardziej o ile było to w ogóle możliwe. Prawdopodobnie było to najgorsze słowo, które mogło wyjść w tym momencie z moich ust. Ale niestety, wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam.
- Nie utrzymujesz z nim kontaktu, nie? Wcale, Frees – powiedział Justin cholernie zimnym i suchym głosem, takim pozbawionym jakichkolwiek, oprócz nienawiści, uczuć. –  Wiesz, jest możliwość, że kiedyś będę tego jeszcze żałował, bo cholernie cię kocham, kocham cię nad życie, ale teraz to koniec. Nasz definitywny koniec. I jestem pewien, że tego właśnie teraz chcę. Nie mów nic, nie zatrzymuj mnie. To i tak na nic. Pa, Frees. Znaczy, żegnaj Freesia.
W tym  momencie mój świat się zawalił. Oczy znowu zaszły łzami, podbródek zaczął mi drgać, a telefon wypadł z mojej dłoni. Justin odwrócił się i poszedł. Upadłam na kolana. Jak? To musi być sen. Przecież Justin mnie kocha. A ja kocham Justina najmocniej na świecie. To nie może być prawda. A może jednak? Ale przecież ja kocham go nad życie. Skoczyłabym dla niego w ogień. Zrobiłabym wszystko co w mojej mocy, żeby tylko go przy sobie zatrzymać. Wstałam i zaczęłam iść w stronę, w którą on poszedł. Ale nie było go. Szłam dalej, przed siebie, w stronę klifu. Zawsze chciałam skoczyć z klifu, ale nigdy nie miałam dość odwagi. Cóż, chyba dalej mnie na to nie stać. Szkoda, bo to musi być wspaniałe uczucie. Lecieć, czuć wiatr we włosach, a potem chłód, który oplata całe twoje ciało. Położyłam się na piasku i znowu zaczęłam płakać. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Odebrałam.
- Freesia, tu Jonathan. Coś nas rozłączyło – usłyszałam głos chłopaka.
- Tak, przepraszam. Czemu dzwonisz?
Moja mina musiała być bezcenna. Dzwoni do mnie Jonathan, z którym już od dobrych kilku lat nie utrzymywałam prawie żadnego kontaktu.
- To źle? Chciałbym się spotkać. Wracam do LA! – krzyknął.
- Nie mam teraz czasu, zadzwoń kiedy indziej, okej? – zapytałam i rozłączyłam się.
Przez rozmowę z nim zaczęłam myśleć. Może to głupio brzmi, bo każdy człowiek myśli, nawet tego nie kontrolując. Więc jeśli przez coś zaczyna się myśleć, może to nie mieć sensu. Ale mi chodzi o to, że zaczęłam się zastanawiać co byłoby gdyby Johny nie wyjechał. Czy rzeczywiście dalej bylibyśmy razem? Kiedyś obiecywał mi, że będziemy razem do końca życia, a nawet dłużej. Czy poznałabym Justina? Czy zakochałabym się w Justinie? Czy jeśli bym się w nim zakochała, to zerwałabym z Jonathanem? Te pytania nie dawały mi spokoju. Pewnie było by tak przez następne kilka dni, a może nawet tygodni, bądź miesięcy, gdyby nie jeden genialny pomysł, który przyszedł mi do głowy.
____________________________________________

I jak? Podoba się? Mnie nawet, nawet, mogło być i wiem, że namieszałam, ale jakoś tak wyszło. xd
no i przepraszam, że nie dodawałam, ale nie miałam możliwości, zepsuł mi się modem i jeszcze chora byłam ;c
co tam u Was, kochane? u mnie nawet dobrze, ale jeszcze kaszle i naprawdę, bardzo przepraszam, że przez tyle czasu nie pojawiał się rozdział. I do tego ten jest taki jaki jest.
historia jest jakby moją historią, więc jeśli kogoś uraziłam porównując go do kogoś, to przepraszam, mam nadzieję, że nic takiego się nie zdarzyło ;*
Jednak mam nadzieję, że się Wam spodoba i zostawicie po sobie ślad w komentarzu ;*
+ jeśli macie jakieś pytania, to zapraszam http://ask.fm/bashfull
liczę na szczerze komentarze i do następnego! ;* <3

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 26. "Przestań obmacywać moją dziewczynę!"


Tom, tak jak obiecał, zadzwonił. Ustaliliśmy, że spotkamy się jutro o godzinie dziesiątej u niego w domu. Znaczy, on przyjedzie po mnie. Tak właściwie, to przyjedzie do Justina, bo ten uznał, że nie chce mu się mnie odwozić, a tak późno nie będę szła sama. Kiedy powiedziałam, że nie mam w czym spać, ani czego jutro włożyć, wzruszył ramionami i odrzekł „coś się wykombinuje”. Przewróciłam teatralnie oczami i wróciłam do przeglądania kanałów w telewizorze, w pokoju Biebsa. Zatrzymałam się na MTV, ponieważ mój chłopak zawołał mnie z dołu. Siedział sobie z Christianem w salonie. Wstałam z kanapy, zeszłam po schodach i oparłam się o futrynę drzwi.
- Tak, kochanie? – zapytałam, uśmiechając się.
Odwzajemnił to i podszedł do mnie, kładąc ręce w mojej talii. Ja swoje dłonie położyłam na jego karku.
- Kocham cię – cmoknął mnie w usta. – Frees, chciałabyś może pomóc mi zrobić budyń?
- A co, nie umiesz? – zaczęłam się z niego śmiać.
Wzięłam go za rękę i poszłam do kuchni. Wyjął z szafek i lodówki wszystko co było potrzebne i zrobiłam mu ten budyń. Z garnka przelałam do trzech salaterek, jedna dla mnie, druga dla Justina i trzecia dla Christiana. Podałam dwie Biebsowi, a ze swoją chciałam pójść do jego pokoju, ale uznał, że nie będę tam sama siedziała i zostałam z nimi w salonie. Po jakimś czasie znudziło mi się słuchanie jak Justin rozmawia z Beadlesem o deskorolce. Trzech czwartych nie rozumiałam. Wzięłam pilota i zaczęłam skakać po kanałach. Zatrzymałam się na MTV Live HD, na którym leciała piosenka Taylor Swift „White Horse”. Bardzo ją lubię i zaczęłam śpiewać pod nosem. Kiedy się skończyła Bieber i  Christian patrzyli na mnie i się uśmiechali.
- Tak? – zapytałam zdezorientowana. Nie bardzo rozumiałam o co im chodziło.
- Nic, po prostu uwielbiam jak śpiewasz, kochanie – Justin pocałował mnie delikatnie w policzek.
Wywróciłam teatralnie oczami i wróciłam do przeglądania kanałów. Nie znalazłam nic ciekawego, więc wróciłam do stacji muzycznej. Po jakiejś chwili Christian poprosił, żebyśmy zagrali w karty. W makao. Ja tam lubię tę grę i nie miałam nic przeciwko. JB poszedł do swojego pokoju po karty.
- Frees, mam pomysł – odezwał się Beadles, kiedy tylko Justin zniknął za drzwiami. – Bieber twierdzi, że jest mistrzem makao. Ty zaczniesz grę, będziesz dawała karty, żeby on dobierał, ale po Tobie będę ja i będę mu jeszcze dokładał. A, że Just nie będzie chciał, żebyś Ty przegrała, to będzie brał – uśmiechnął się. – Co ty na to?
Zastanowiłam się chwilę, bo niby można by utrzeć Justinowi nosa, ale z drugiej strony, musiałabym działać przeciwko mojemu chłopakowi.
- Okej, może być fajnie – powiedziałam, pewna, że Biebs się nie obrazi.
Dopracowaliśmy szczegóły i Christian poszedł do kuchni, po coś do picia i jedzenia, a ja szukałam znowu szukałam w telewizji czegoś, co można by obejrzeć, ale ponownie nie znalazłam nic, co by mnie zainteresowało. Więc włączyłam MTV i słuchałam się w „Rolling In The Deep” Adele. Za chwilę wrócił Chris i z nudów, jak to później ujął, zaczął mnie gilgotać. Rzucałam się po ziemi i śmiałam się na całe gardło.
- Beadles! Przestań obmacywać moją dziewczynę! – krzyknął Justin i podszedł do przyjaciela z niekoniecznie zadowoloną miną.
-  Justin, spokojnie. On mnie tylko gilgotał – złapałam go za ręce i znowu zaczęłam się śmiać.
- Okej, sorry, Chris.
- Nie, no spoko. Ale weź wyluzuj – Christian poklepał Biebsa po plecach. – To jak, gramy?
Usiadłam tak, jak to wcześniej zostało ustalone, a Beadles rozdał karty. Udało mu się to. Były świetne. Przynajmniej u mnie.
- Ha! Wygrałam! – zaczęłam się śmiać piętnaście minut później z naszego Mistrza Gry W Makao.
- Żółwik – Christian złożył rękę w pięść i nastawił. Przybiłam i pocałowałam w policzek naburmuszonego Justina.
- Chcę dogrywki! – Biebs wziął do ręki karty i zaczął tasować.
Uśmiechnęłam się do Beadlesa i puściłam do niego oczko, upewniając się, że Justin na mnie nie patrzy. Może i to wszystko było trochę niesprawiedliwe, ale mina pokonanego Biebsa była rozbrajająca. Zagraliśmy jeszcze raz, wygrał Chris. Nasza technika się sprawdzała.
- Dawałem wam się pokonać. Teraz gramy na serio – wziął karty, potasował i rozdał.
Po następnych dwudziestu minutach wygrał Justin. Jak? Nie rozumiem tego. Może naprawdę dawał się ograć... Ech, nieważne. Właśnie tańczył swój taniec zwycięstwa.
- Mówiłem? Wygrałem! – krzyknął i pocałował mnie namiętnie w usta. Odkleiłam się od niego po chwili i wywróciłam oczami.
- No wygrałeś, wygrałeś – uśmiechnęłam się.

Wyszłam z wanny i owinęłam się ręcznikiem. Drugim wytarłam włosy i zostawiłam rozpuszczone, tak jak opadły mi na ramiona. Osuszyłam ciało i posmarowałam balsamem. W twarz wklepałam krem matująco-nawilżający. Włożyłam czarno-złote haremki i białą bokserkę.
- Frees? – usłyszałam głos Justina, który zapukał do drzwi.
- Tak? – zapytałam, otwierając zamek.
Wzięłam do ręki odżywkę i spryskałam nią głowę. Oczywiście Justin pojechał po moje rzeczy. Ale odwieść mnie do domu, to już nie łaska.
- Mogę wejść?
Mruknęłam tylko „tak” i zaczęłam rozczesywać włosy. Biebs wszedł do łazienki i oblizał wargi, patrząc na mnie. Poczułam się trochę głupio, ale nie skomentowałam tego. Zerkał na mnie jeszcze przez chwilę i powiedział:
- Christian uparł się i poszedł już do domu, a ja chciałem zapytać, na co masz ochotę na kolację.
- Wykombinuj coś – uśmiechnęłam się do niego.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, żeby sprawdzić godzinę, ale zobaczyłam nieodebrane połączenie. No, tak, miałam wyciszony dźwięk. Okazało się, że dzwonił Tom.
- Może jakaś wskazówka? – Justin uniósł brwi.
- Coś smacznego – powiedziałam i oddzwoniłam do Toma. Po trzech sygnałach odebrał:
- Cześć, Freesia.
- Dzień dobry, dzwoniłeś.
- Tak, chciałem zapytać, gdzie mam przyjechać – oznajmił.
- Właśnie, bo miałam cię poinformować. Jestem u Justina – wyjaśniłam. Podałam mu adres, poprosiłam, żeby poczekał na zewnątrz i rozłączyłam się.
Skończyłam zajmować się moimi włosami i poszłam do kuchni, w której czekał na mnie Biebs z gotowymi kanapkami. Zjedliśmy posiłek i poszliśmy na górę, do jego pokoju. Rzuciłam się na łóżko. Justin usiadł obok mnie.
- Freesia, pamiętasz, przed urodzinami mówiłaś, że możesz mi opowiedzieć historię o tobie i tym chłopaku, który ci się podobał... – zaczął.
- Teraz? – zapytałam, niekoniecznie uszczęśliwiona.
Szczerze, to nie bardzo chciałam mu o tym opowiadać. Zwłaszcza teraz, kiedy czułam się tak radośnie. Wiedziałam, że kiedy skończę będę smutna. Nie jest to szczęśliwa historia. A poza tym, w pewnej kwestii okłamałam Justina, niby dopiero co zaczęliśmy być parą, a ja starałam się o tej sprawie zapomnieć, ale to nie zmienia faktu, że minęłam się z prawdą.
- Tylko jeśli chcesz – uniósł kąciki ust, a ja zaczęłam opowiadać.
_________
przepraszam, za błędy, jeśli takowe popełniłam, i przede wszystkim, ze musieliście tyle czekać na rozdział. ;c
ale naprawdę, nie miałam głowy. wybaczcie. <3  i przepraszam, tez, że troche mało się dzieje, ;c
następna notka pojawi się szybciej, obiecuję. :*
PROSZĘ O KOMENTARZE <33 ♥

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Rozdział 25. "Może zostawimy ich samych?"


Niechętnie usiadłam i kolejny raz tego dnia poczułam okropny ból głowy. Zignorowałam go.
- Justin, muszę się dowiedzieć co z Angel – oznajmiłam.
Mój chłopak zamyślił się i wyjął z kieszeni telefon. Wybrał jakiś numer i zadzwonił.
- Ryan, jest u ciebie Ang? – zapytał. – Co z nią?
Wsłuchał się w odpowiedź, a następnie sam się odezwał:
- Okej, dzięki. Nara.
Rozłączył się i schował komórkę do tylnej kieszeni swoich czarnych rurek. Zauważyłam, że we wszystkich ciemnych ubraniach Justin wygląda jeszcze bardziej wspaniale, niż w jasnych. Bardziej pociągająco. Uniosłam kąciki ust do góry.
- Angel jest z Ryanem. Ponoć właśnie do nas idą – uśmiechnął się i objął mnie prawą ręką.
Cmoknęłam Justina delikatnie w policzek. Splótł palce mojej prawej dłoni ze swoimi. Położyłam mu głowę na ramieniu i szepnęłam „kocham cię”. Po chwili Biebs posadził mnie na swoich kolanach.
- Puść, jestem ciężka... – poprosiłam.
- Freesia, nie mów tak. Nie widziałem nigdy lżejszej osoby – zmarszczył brwi.
- Tak, a na przykład twoja siostra?
- Frees, dobrze wiesz, o co mi chodzi.
Przewróciłam tylko oczami. Wiedziałam. Ale wiedziałam też, że wcale nie jestem taka znowu lekka. Wałeczki tłuszczu na brzuchu, albo moje grube łydki. One są najokropniejsze. Fu.
- Nieważne – westchnęłam i wstałam.
- Kochanie? – usłyszałam za plecami. Justin tylko poklepał się po udach, na znak, żebym usiadła. Pokręciłam głową i poszłam do kuchni. Z lodówki wyjęłam sok pomarańczowy, a z szafki dwie szklanki. Z półki wzięłam czekoladę i wróciłam do salonu. Biebs siedział po turecku na ziemi, a obok niego na pleckach leżał Tost. Just drapał go po brzuszku, a kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się i szepnął „kocham cię”. Przyklęknęłam obok niego, otworzyłam mleczną Milkę i włożyłam mu kawałek do ust. Uśmiechnął się do mnie i cmoknął w policzek. Ułamałam mały kawałek czekolady i dałam do zjedzenia Tostowi.
- Twój kot je czekoladę? – właściwie, to bardziej brzmiało jak stwierdzenie, a nie pytanie. Zaśmiałam się tylko. – Co jeszcze ciekawego je?
- Cóż, Tost, tak jak ja, czyli jego mama, jest wyjątkowo oryginalny. Uwielbia lody waniliowe może zjeść też truskawkowe, albo kukurydzę z puszki. Czasem je też groszek, ale rzadziej. Nie pija mleka, tylko śmietanę, albo maślankę – wyjaśniłam mu wszystko. Tost zawsze był inny, ale jaki kochany. Zawsze jak brałam go na ręce, to się do mnie przytulał. A jak kiedyś przyszedł do Jess chłopak z psem, to Tost zaczął się z nim bawić.
- Rzeczywiście, wyjątkowo oryginalnie – zachichotał, a chwilę później zadzwonił dzwonek do drzwi.
Podeszłam do nich i otworzyłam. Stała tam Angel, którą od razu przytuliłam, a obok niej Ryan.
- Hej, Freesia – uśmiechnął się Ryan. – Jest Jessica, prawda?
- Tak, jest – odpowiedziałam. – Angel, dlaczego nie odbierałaś telefonu? Nie wiesz co ja tu przeżywałam! – zwróciłam się do przyjaciółki.
- Frees, sorki, no. Przepraszam, ale jakoś tak wyszło – zrozumiałam, że nie ma ochoty na rozmowę, więc nie naciskałam. – Jess w kuchni?
Pokiwałam głową i wróciłam do salonu. Usiadłam koło Justina i przytuliłam go. Objął mnie i pogładził po plecach. Szepnął do ucha „będzie dobrze, obiecuję” i pocałował w czoło.
- Może zostawimy ich samych? – zaproponował. – Wyjdziemy gdzieś z Beadlesem? Co ty na to?
- Okej – uśmiechnęłam się blado. Dusiłam jak tylko mogłam uczucie, że coś złego wydarzy się między Angel, a Jess. Biebs poszedł po Christiana, a ja do mojego pokoju, przebrać się.
Z szafki wyjęłam czarne rurki, w drobne różowe kwiatki oraz biały top, na który narzuciłam turkusowy sweterek. Na nogi włożyłam trampki, poprawiłam makijaż, a włosy przeczesałam szczotką i zostawiłam tak, jak się ułożyły. Kiedy wychodziłam z pokoju, z telefonem i słuchawkami w kieszeni, zerknęłam w stronę pokoju gościnnego. Przez uchylone drzwi zobaczyłam sporą kupkę prezentów. Poszłam tam i z półki obok drzwi wzięłam najmniejsze pudełeczko. Otworzyłam je i zobaczyłam srebrny łańcuszek. Zawieszone było na nim urocze serduszko, z wygrawerowanym Kocham Cię po ukosie, z brzegu zawieszki. Domyśliłam się, że to prezent od Justina, więc z opakowaniem wzięłam go na dół, gdzie już czekał mój chłopak i jego przyjaciel.
- To od ciebie, prawda? – zapytałam Biebsa, pokazując mu przedmiot, który trzymałam w ręce. Pokiwał głową. – Jest piękny, dziękuję. Zapniesz?
Podałam mu wisiorek i odwróciłam się, zabierając włosy z karku. Po chwili spoczywał już na mojej szyi. Wyglądał pięknie. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- To gdzie idziemy? – zapytałam.
Justin zastanowił się chwilę. Wziął mnie za rękę i powiedział:
- Do mnie.
Wysiadłam z auta Justina,  już pod jego domem i poczułam wibracje telefonu w kieszeni. Zerknęłam na wyświetlacz i zobaczyłam „Tom”. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo? Freesia? Dzwoniłaś? – zapytał.
- Tak, ale nie odbierałeś. Chciałam powiedzieć, że już się zastanowiłam i chciałabym cię bliżej poznać – powiedziałam, uśmiechając się pod nosem.
- Cieszę się, moglibyśmy się jutro zobaczyć?
- Jasne.
- Dobrze, przepraszam, ale muszę kończyć, zadzwonię później, dobrze? – spytał.
- Oczywiście, do widzenia – rozłączyłam się i przytuliłam do Justina.
___________________
Dupa. Dupa. Dupa. rozdział do dupy, ale coś trzeba dodać .
Proszę o szczere komentarze pod rozdziałem i przepraszam za czekanie i za błędy. ech, nieważne. do następnego ;*

środa, 26 grudnia 2012

Rozdział 24. "Mój biologiczny ojciec"


- Halo? – odebrałam. Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił, a mnie zaczęło to denerwować. Zerknęłam na wyświetlacz i zobaczyłam napis „ Jess<3”. – Jess? Co jest? Gdzie jesteś? Wszystko w porządku?
- Freesia, wszystko okej. Przyszłam do domu jakieś 15 minut temu. Chwilę po mnie przyszedł jakiś facet, mówiąc, że koniecznie musi z tobą porozmawiać. Tłumaczę mu, że cię nie ma, ale go to nie interesuje, musi. Przedstawił się jako Tom Bashful, co mnie odrobinę zdziwiło,  bo przecież twój wujek to Frank, no, ale cóż. Mam ci go dać do telefonu? Bardzo się tego domaga – mogłabym się założyć, że właśnie wywróciła oczami. Tom Bashful? Nigdy nie słyszałam, ale zgodziłam się z nim porozmawiać.
- Z tej strony Freesia Bashful. Kto mówi? – powiedziałam poważnie. Szczerze, to cholernie mnie to zszokowało. Kiedyś szukałam mojego ojca, w Internecie nie udało mi się tego zrobić, ale pamiętam jak dziś, że moja mama nigdy nie mówiła „twój tata”, tylko „Tom”.
- Tom Bashful. Wiem, że mnie nie znasz, ale ja muszę z tobą porozmawiać, Freesia – usłyszałam donośny głos z drugiej strony telefonu.
- Dobrze, nie ma sprawy, ale kim pan jest? – zapytałam.
- Freesia, wiem, że to może nie najlepszy moment, ale nie mogę ci teraz tego powiedzieć. To nie rozmowa na telefon, proszę spotkajmy się. Za pół godziny? – wyczułam, że temu mężczyźnie, kimkolwiek dla mnie był, zależało na spotkaniu.
- Dobrze, u mnie w domu. Będę.
Mężczyzna wykrztusił jakieś „dziękuję” i rozłączył się. Poprosiłam chłopaków bez jakichkolwiek wyjaśnień, żeby zabrali mnie do domu. Justin nalegał, żebym powiedziała co się dzieje. Bał się o mnie. Wybełkotałam tylko, że boli mnie głowa, ale nie sądzę, żeby mi uwierzył. Nie mogłam mu teraz wyjaśniać o co chodzi. Zapewniłam go, że nic mi nie jest i zamknęłam temat. Kiedy zaparkował na podjeździe, obok mojego domu. Nie żegnając się z nikim poszłam kuchni, gdzie przy stole siedział Tom i Jess. Poprosiłam przyjaciółkę, żeby powiedziała chłopakom, co się stało. Poprosiłam mężczyznę, żeby poszedł ze mną do saloniku. Usiadł na kanapie, a ja naprzeciw, na fotelu.
- Kim pan jest? – zapytałam, ale właściwie nie wiedziałam jak mam się do niego zwracać. Nie wiem czy miał skończone 35 lat.
- Freesia, ja... Jestem twoim ojcem. Biologicznym – szepnął. Zamurowało mnie. Nie potrafiłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Narastał we mnie gniew, aż wybuchłam.
- Słucham?! Moim ojcem?! I nagle, po osiemnastu latach się do mnie odzywasz?! Wiesz jak ja potrzebowałam kogoś bliskiego przez ten czas?! A ty?! Jak w ogóle śmiesz się do mnie odzywać?! – krzyczałam.
- Freesia, proszę uspokój się. Chcę ci to wszystko wyjaśnić.
I wtedy zaczęła się jego opowieść, to czego się dowiedziałam... Nie miałam pojęcia o połowie z tych rzeczy, a on, gdy to opowiadał, miał w oczach łzy...
Poznał moją mamę w kawiarni. Nie mogła znaleźć drobnych, żeby zapłacić za kawę. Pożyczył jej. A, że ona uznała, że musi mu oddać, później zaczęli się spotykać. Na początku tylko się przyjaźnili, ale potem mama zaczęła coś czuć do Toma. Kiedy byli w tej kawiarni, w której się poznali mama go pocałowała, a on powiedział, ze ją kocha. Tego samego dnia mama zaszła w ciążę.  Tom ponoć nic o tym nie wiedział, ale moja ciotka mówiła, że on po prostu mnie nie chciał, taka była też wersja mojej rodzicielki. Tom dzwonił do niej niejednokrotnie, pisał, aż w końcu jakimś cudem znalazł nasz dom, w którym kiedyś mieszkałam. Mama, gdy tylko go zobaczyła, wyrzuciła go i nie pozwalała mu się ze mną widywać. Nie wiedziałam komu wierzyć, ale jego wersja była bardziej logiczna. Chyba nie kłamał. Przez dwa miesiące mama prawie nic nie przytyła, przynajmniej pod ubraniami nie było tego widać. Tom nic, kompletnie nic nie wiedział. Później moja rodzicielka, ze mną w brzuchu, wyjechała. Zostawiła liścik. Tom wziął go ze sobą.
Tom... Nie wiem jak Ci to wszystko wytłumaczyć... Kocham Cię. Wiesz o tym. A ja wiem, że kochasz mnie. Ale ja muszę wyjechać... Jestem w ciąży. A Ty nie chcesz mieć dziecka, jestem tego pewna. Przepraszam. ♥
Maggie.
Kiedy mi go przeczytał, wiedziałam, że on nie mijał się z prawdą. Przez te wszystkie lata żyłam w jednym, wielkim, cholernym kłamstwie. Zawsze chciałam odnaleźć ojca, marzyłam, że będę z nim szczęśliwa, że będę miała chociaż go. Chociaż jedno z rodziców... Ale teraz. To boli.
Tom uznał, że teraz jak skończyłam 18 lat, to nikt już nie zabroni mi się z nim spotykać. I właściwie miał rację, ale ja nie miałam pojęcia, co mam zrobić. Nic o nim nie wiem. Nie wiem kim jest, gdzie mieszka, skąd pochodzi... A mu udało się znaleźć prawie wszystkie informacje o mnie, znaczy nie te osobiste, ale to zawsze coś.
- Dziękuję, że mi to powiedziałeś, ale co ja mam zrobić? – zapytałam prosto z mostu, co wcale nie było do mnie podobne.
Chwilę się zastanowił i zmarszczył czoło.
- Możesz żyć, tak jakbyś nigdy mnie nie spotkała, ale możesz też spróbować mnie poznać – uśmiechnął się smutno.
Westchnęłam.
- Dasz mi się zastanowić, proszę? – zapytałam, spoglądając w jego oczy. Były tak samo niebieskie jak moje. Jak byłam młodsza często zastanawiałam się jak wygląda mój ojciec. Wyobrażałam sobie, że jest wysoki, szczupły, ale nie chudy, ma ciemne włosy, trzydniowy zarost i olśniewający uśmiech. Zawsze byłam blisko. Myliłam się jedynie w kolorze włosów. Jego były jasnobrązowe.
- Oczywiście, Freesia. Rozumiem, że to dość dziwne. Przychodzisz do domu, a tu jakiś obcy mężczyzna mówi, że jest twoim ojcem. To pewnie szok.
- Trochę tak – uśmiechnęłam się.
- Jak się zdecydujesz, to zadzwoń do mnie, proszę, jakbym nie odbierał, to zostaw wiadomość. Jak jestem w szpitalu nie używam telefonu – odwzajemnił mój uśmiech, zapisał na kartce swój numer telefonu i podał mi ją. – Będę już szedł.
Wstał i wyszedł z pokoju, a ja tuż za nim. Poszedł do przedpokoju i otworzył drzwi.
- Do widzenia – powiedział i uniósł lewy kącik ust.
- Do widzenia.
Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami. Wzięłam głęboki wdech, a następnie zamknęłam oczy. Chwilę później poczułam, że Justin mnie przytula. Uśmiechnęłam się i zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Kochanie, co się stało? – zapytał czule, patrząc mi w oczy. – Jess powiedziała nam jedynie, że jakiś mężczyzna chce z tobą porozmawiać.
- Nic złego się nie stało, kotku. Ten mężczyzna, to mój biologiczny ojciec... – wykrztusiłam.

Po długiej i wyczerpującej rozmowie z Justinem, zdecydowałam się zadzwonić do Toma. Ale cholernie się tego bałam. Kiedy wstukałam numer telefonu i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po chwili włączyła się poczta głosowa. Odłożyłam komórkę na bok.
- Nie odbiera – oznajmiłam Justinowi i położyłam mu głowę na kolanach. On nachylił się i pocałował mnie delikatnie w usta. Siedzieliśmy sobie na kanapie w salonie. Christian i Jessica śmiali się z czegoś w kuchni. Tylko dalej nie wiedziałam co z Angel.

_____
PRZEPRASZAM. przepraszam, za tak długą nieobecność. rozdział bezsensu. wiem. postaram się napisać następny lepszy i szybciej. nie będę Was niczym zanudzać, tylko proszę o szczerze opinie. I jeszcze raz z calego serca przepraszam . <3
i wybaczcie mi wszystkie błedy. <3