INFORMACJE

Jeżeli ktoś, chce się ze mną skontaktować, to zapraszam do napisania e-maila :)
wiktoria.bashfull@gmail.com
ZAPRASZAM! Nowy blog.
http://justin-and-bella.blogspot.com/

poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 21. "Kocham cię, Frees"


W końcu Freesia mi uwierzyła. W końcu uwierzyła, że umie śpiewać. Po długim namyśle jury ogłosiło, że dalsza rywalizacja nie ma sensu. Wokal Freesii jest tak niesamowity, że bił na głowę wszystkich uczestników. Dla mnie było to oczywiste od początku, ale ona jest na tyle głupia, że nie chciała mnie w ogóle słuchać. Kiedy wyczytali jej imię, nawet tego nie zauważyła. Musiałem ją wypchnąć na scenę.
- Freesia Bashful. Gratuluję zajęcia pierwszego miejsca – podszedł do niej jakiś niewysoki, otyły mężczyzna, z wielką kartą w rękach.
 Okazało się, że był to kontrakt. Podał jej długopis i kazał podpisać w określonych miejscach.
- Nie, dziękuję – powiedziała i już chciała schodzić ze sceny. Zatrzymał ją.
- Przecież to wielka szansa. Dam pani czas do jutra. Teraz pani nie dowierza, że się udało. Jutro pani wszystko ładnie przemyśli.
- Ale ja jestem pewna, że nie chcę podpisać żadnego kontraktu – powiedziała, ukłoniła się do publiczności i przyszła do mnie.
- Frees, co to ma być?! – naskoczyłem na nią.
- Justin, proszę cię. Chodźmy już stąd – poprosiła.
- Ale jak ty możesz marnować taką szansę? – nie mogłem jej zrozumieć. Ona tak ot, wygrywa konkurs. Od razu wzniosłaby się na szczyt, ale nie, bo po co? Przecież miliony ludzi marzą o tym, żeby zostać sławnym. A ona? „Wygrałam konkurs, ale nie umiem śpiewać”.
- Zrozum, ja nie chcę nagrywać płyty. Nie chcę robić „kariery” – wzięła ode mnie torebkę.
- Czemu?
- To nie mój świat, gdybym miała wyjść na scenę, tańczyć, śpiewać i być świadomą,  że mnóstwo ludzi na mnie patrzy, to musieli by mnie siłą zaciągnąć na środek, ruszać moimi kończynami, a jak miałabym śpiewać, to już nie wiem – zakończyła nasz dialog i ruszyła do wyjścia.
Tak to mniej więcej wyglądało. W aucie poprosiła mnie, żebym przyszedł wcześniej na jej urodziny, żeby jej odrobinkę pomóc. Z chęcią się zgodziłem. Pojechałem odebrać tort i inne takie, a Jessica i Angel miały stroić dom. Podobno miała to być dla niej  niespodzianka, nie wiem czemu, ale Freesia z jakiegoś powodu nie lubi obchodzić swoich urodzin. Mam zamiar jak najszybciej się dowiedzieć dlaczego. Drzwi otworzyła mi Angel.
- Hej, wejdź – uśmiechnęła się i delikatnie mnie przytuliła.
- Siema, co tam? – zapytałem, rozglądając się dookoła.
- A dobrze, może chciałbyś nam pomóc w dmuchaniu balonów? – pokazała mi ich kolorową paczę.
- Okej – wziąłem ją od niej i poszedłem za Ang do kuchni, gdzie siedziała Jess i ogarniała płyty. Zauważyłem tam między innymi : Nicki Minaj, Davida Guettę, Rihannę, Ushera, Carly Rae Jepsen itp.
- Siema – rzuciłem do Jessici.
- Cześć – uśmiechnęła się do mnie.
- Gdzie Freesia?
- U siebie. Zamknęłyśmy ją i nie pozwalamy wyjść, aż do rozpoczęcia imprezki, czyli jakieś 2 godziny. Chyba właśnie się kąpie.
- Prosiła, żeby przekazać, że jak przyjdziesz, żebyś do niej przyszedł – Angel uzupełniła wypowiedź Jessici.
- Yhym. Jak chwilę poczeka, to nic jej nie będzie – powiedziałem i zabrałem się za dmuchanie balonów. W międzyczasie poprosiłem, żeby Jess dorzuciła parę wolnych do listy odtwarzania, którą tworzyła. Po jakiś piętnastu minutach uznałem, że starczy. Odłożyłem balony na blat w kuchni, na którym Angel przygotowywała przekąski. Poinformowałem dziewczyny, o tym, że idę do Freesii.
Zapukałem do drzwi pokoju Frees. Nikt nie odpowiadał, więc po prostu wszedłem. Mojej dziewczyny nie było w środku. Czyli wciąż jest w łazience. Delikatnie zapukałem.
- Yyy...? Kto tam? – zapytała zza drzwi.
- Zgaduj – odpowiedziałem piskliwym głosem.
- Angel?
- Nie.
- Justin, to ty? Wejdź.
Uśmiechnąłem się i nacisnąłem klamkę. Freesia stała przodem do lustra, ubrana w fioletowy, puchaty szlafrok, i kręciła włosy. Uśmiechała się do mojego odbicia w lustrze.
- No, to Frees. Zdrowia, szczęścia, spełnienia wszystkich marzeń, wspaniałego chłopaka, męża, dzieci...
- Nie rozpędzaj się tak. Dziękuję. Mógłbyś przynieść mi coś do picia? – poprosiła. – Angel nie pozwala mi wyjść z pokoju.
- Jasne, zaraz wrócę – odwzajemniłem jej uśmiech i zszedłem na dół.
- Wiecie co? Freesia tam na górze umiera z pragnienia, a wy nawet się tym nie zainteresujecie – wytknąłem im to z udawanym oburzeniem, chociaż byłem odrobinę zły na to, że nie pozwalają jej wyjść z pokoju nawet po to, żeby się napić.
- Oj, nie przesadzaj – powiedziała Jessica i postawiła przede mną sok, dwie szklanki i paczkę ciastek.
- Dzięki – powiedziałem, wziąłem ze sobą picie i jedzenie i poszedłem do Frees.
Wszystko postawiłem u niej na biurku, a szklankę zabrałem ze sobą do łazienki.
- A może teraz się ze mną przywitasz? – zapytałem, stawiając jej sok na blacie szafki.
- Och, wybacz – zmieszała się. Odłożyła lokówkę na bok i podeszła do mnie. Przytuliła i pocałowała delikatnie. – Co u ciebie ciekawego?
- Cóż. Wiesz, moja dziewczyny wygrała wczoraj konkurs. Ale nie chciała podpisać kontraktu z pewną wytwórnią płytową. Dziwne, nieprawdaż?
Popatrzyła na mnie tylko wywracając oczami i wróciła do swojego poprzedniego zajęcia. Ja naprawdę jej nie rozumiałem. Przecież to taka szansa. Niby tłumaczyła mi wczoraj, że nie chce, no, ale ja nie wiem co w tym takiego. Gdyby poczuła jak to jest być na scenie. Śpiewać i wiedzieć, że podoba się to tylu ludziom. Każdy, kto jest na twoim koncercie, lubi twoją muzykę, bądź został przyciągnięty przez przyjaciela, ale też się świetnie bawi. Gdyby poczuła jakie to wspaniałe uczucie, kiedy tłum ludzi śpiewa z tobą... Nie da się tego opisać słowami.
Frees znowu odłożyła lokówkę, ale teraz wyjęła kabel z kontaktu i schowała ją do szafki. Jeszcze nigdy nie widziałem jej z tak bardzo zakręconymi włosami. Wyglądała jeszcze wspanialej niż zwykle. Choć może ładniej jej w delikatnie pofalowanych. Nie wiem. Nie umiem się zdecydować.
- Mogę cię o coś spytać, prawda? – zapytałem.
- Jasne... Ale mam się bać? – zerknęła na mnie nie pewnie.
- Nie, chyba nie. Po prostu chciałem wiedzieć, czemu nie lubisz swoich urodzin.
- Ach, tak – westchnęła. Jej idealne rysy wykrzywił grymas bólu. Uśmiech zszedł jej z twarzy i odwróciła głowę.
- Wybacz. Jeśli nie chcesz, to nie musisz mówić.
- Nie, to... nic takiego. Urodziłam się piątego czerwca, a szóstego, tyle, że sześć lat później umarła moja mama. To właśnie ze względu na to, rzadko je obchodziłam. Źle... Źle mi się kojarzyły – wytłumaczyła mi.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Zupełnie mnie zatkało. Bez słowa ją przytuliłem. Poczułem, że jej podbródek drży.
- Cichutko. Cii – zacząłem ją uspokajać.
- Jest... okej. – uśmiechnęła się blado.
Cmoknęła moje usta, powiedziała, żebym chwilę zaczekał i wyszła na moment z łazienki. W międzyczasie zdążyłem zauważyć, że obok umywali stoi mnóstwo kosmetyków, biżuterii i takich tam. Szczerze mówiąc troszeczkę mnie to przeraziło, ale znając Frees nie pomaluje się zbyt mocno. Nie będzie wyglądać jak to dziewczyny, co to myślą, że jak będą mieć kilogram tapety na twarzy, to zrobią się ładniejsze. Ja tam twierdzę, że najładniejsze jest naturalne piękno.
- I jak? – zapytała Frees, pokazując mi swoją sukienkę.
- Ładna, ale na tobie będzie ładniejsza – uśmiechnąłem się.
- Wiesz, Justin, chciałabym się przebrać – powiedziała Freesia. Kiedy zobaczyła, że otwieram usta, dodała: - Sama.
- Okej – przybrałem smutną „maskę” i wyszedłem.
 Właściwie, to nigdy nie byłem w pokoju Freesii. Rozejrzałem się dookoła. Wszystkie ściany były w jasnym odcieniu fioletu. Meble też były z jakiegoś jasnego drewna. Naprzeciwko łóżka, na którym właśnie siedziałem, na biurku stał telewizor, a obok okna – regał, na którym było mnóstwo książek, np. Zmierzch, Pamiętniki Wampirów, Delirium, Wichrowe Wzgórza, Niebo Jest Wszędzie... i płyt, np. Jessie J, Beyoncé, Demi Lovato, Taylor Swift, Amy Winehouse.
- Ekhym – usłyszałem głos Freesii wychodzącej z łazienki. – Pomożesz? – spytała i pokazała mi zamek od sukienki, który tym razem znajdował się po lewej stronie.
Uśmiechnąłem się do niej promiennie i podszedłem. Zabrałem się za zapinanie zamka, kiedy coś przykuło moją uwagę.
- Frees, znalazłem twój kolejny tatuaż.
Czarny napis. Zwykły. „Everything looks good on skinny”. Czyli „Na chudym wszystko dobrze wygląda”. Spojrzałem na nią z przerażeniem w oczach. Odwróciła wzrok.
- No, co? Nieprawda? – wyjąkała.
- Nie. Może myślisz jeszcze, że gdybyś nie była chuda, to bym cię nie polubił? – zapytałem, obchodząc ją dookoła i spoglądając w oczy.
- Nawet, jeśli z jakiegoś dziwnego powodu byś mnie polubił, to na pewno bym ci się nie spodobała.
- Freesia, jesteś głupia? Co to ma do rzeczy? Kurde! Frees. Podobasz mi się, i to cholernie. A ty myślisz, że gdybyś była gruba, to byś mi się nie spodobała. Jeśli bym cię polubił, zaczął czuć coś więcej, to mogłabyś być najokropniejszą dziewczyną na świecie, ale dla mnie i tak byłabyś najwspanialsza! Serce nie sługa. Równie dobrze...
- Justin! – przerwała mi. – Przerabiałam to już z trzema osobami i żadna niczego mi nie uświadomiła... – skończyła, bo zaczął trząść się jej podbródek. Kiedy znowu chciałem coś powiedzieć, położyła mi palec na ustach i uciszyła mnie. – A wiesz czemu? Bo to prawda. Prawda, która cholernie boli. Wiesz, co?! Kiedyś prawdopodobnie byłam zakochana. Chociaż podejrzewam, że było to zwykłe zauroczenie, ale i tak długo nie mogłam się otrząsnąć. Mogę opowiedzieć ci całą tę głupią historię, ale nie teraz, musiałabym się do tego jakoś przygotować. W każdym  razie spędzałam z NIM trochę czasu, również  z Angel, Jess i Michaelem. Jeszcze chyba wcześniej coś niby poczułam. Ale z tego powodu, że byłam gruba twierdziłam, że nie mam u NIEGO szans. Wtedy zaczęła się moja historia z... bulimią. Ale, mniejsza o to. Przyjaciółka próbowała mnie przekonać, że powinnam MU powiedzieć, bo wie, że ON mnie nie wyśmieje, z resztą ja też to wiedziałam, ale wciąż byłam pewna, że nigdy MU się nie podobałam i nie będę. A nawet gdybym jakimś magicznym sposobem bym MU powiedziała, to nie umiałabym przebywać z nim w jednym miejscu. Ale właściwie, to nie byłoby to takie trudne, bo były to wakacje. A wiesz, co się okazało? Podobałam MU się wtedy, kiedy ON zaczął podobać się mnie. Dokładnie wtedy. Może, gdybym była chuda, to byłabym pewniejsza siebie, może bym MU powiedziała... To wszystko przez nadwagę... – skończyła, a z jej oczu wypłynęły pojedyncze łzy.
- Freesia... – teraz to dopiero nie mogłem wykrztusić z siebie słowa. A Frees się rozpłakała na dobre. – Słońce, chodź – poprosiłem, żeby usiadła, a kiedy to zrobiła, ja kucnąłem naprzeciwko niej. – Nie powiem, prawie wcale nie umiem wydobyć z siebie głosu, bardzo mnie zaskoczyłaś. Ale to, że kiedyś nie powiedziałaś chłopakowi, że ci się podoba, to nie znaczy, że gdybyś była szczuplejsza, to by ci się to udało. Możesz przytyć sto kilo, mieć całą twarz w pryszczach, tłuste włosy... Mam to gdzieś. A wiesz czemu? Bo cię kocham – powiedziałem na jednym tchu.

Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedział Justin. On mnie kocha! On mnie kocha... O, Boże! Ale... Co ja mam powiedzieć? Przecież... Ja... Nigdy nie kochałam... I co ja mam zrobić...? Patrzył na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami. Dostrzegłam w nich smutek. Chyba za długo nic nie mówię. Ale co mam niby powiedzieć?
- Kocham cię, Frees... – wyszeptał.
Zaczął mi się trząść podbródek, kolejny raz tego dnia. A to moje urodziny... Gorsze chyba były tylko te, rok po śmierci mamy.
- Nic nie powiesz? – zapytał, a w kącikach jego oczu zagościły łzy.
Powiedziałabym, ale nie wiem co...
- Rozumiem, przepraszam. Po prostu w tej sytuacji moja teza się nie sprawdziła. Przepraszam, Freesia – powiedział, wstał i wyszedł.
Tak ot! Wyszedł, zostawił mnie... Znowu zaczęłam płakać. Zmieniam zdanie. To są najgorsze urodziny, w historii urodzin. Wdech nosem, wydech ustami, wdech nosem, wydech ustami. A może to było na odwrót? Ech, nieważne.
Przemyślmy to sobie. Już nie raz, w ciągu ostatnich kilku dni, znajdowałam milion powodów, dla których gotowa byłabym mu powiedzieć o tym co czuję.  Tylko co ja właściwie czuję? To jak bardzo się o mnie troszczy, dowodzi jedynie o tym, że on mnie kocha. Ale to, jak moje serce przyspiesza kiedy tylko go widzę, to jak czuję się w jego towarzystwie, to jak swobodnie się przy nim zachowuję, to, że jest dla mnie ważny... To chyba świadczy o tym, że ja go kocham. Chyba...
Usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Wyjrzałam zapłakana przez okno i zobaczyłam Justina idącego w stronę swojego samochodu.
Momentalnie, prowadzona jedynie sercem wybiegłam z pokoju, a następnie z domu, byle tylko jeszcze nie odjechał. Siedział w aucie, którego silnik właśnie uruchomił. Kiedy zobaczył mnie w drzwiach, szybko odwrócił wzrok. Nie zwalniając podeszłam do drzwi od strony pasażera i wsiadłam do auta. Justin spojrzał na mnie z nienawiścią w oczach, a mnie to cholernie zabolało. Dopiero teraz spostrzegłam, że płakał.
- Czego chcesz? – warknął.
- Kocham cię, Justin... – wyszeptałam, a jego wargi momentalnie znalazły się na moich.
_____________
Chciałam ponownie przeprosić za to, że tak długo nie dodawałam. Szlaban -.- .
Cóż, ale wróciłam i mam nadzieję, że tak jak mówiłam rozdział Was zaskoczy. <3
Liczę na szczere komentarze, dodam, że mi jeden fragment rozdziału nie pasuje, ale nie mam serca go zmieniać. Cóż, chyba za dużo włożyłam tu siebie..
I chcecie, żeby Freesia kiedyś opowiedziała Justinowi tę historię?
Do następnego :*

6 komentarzy:

  1. Masakraa ten rozdział jest najlepszy! Zajebisty ;*
    Jezu on tak świetnie opisuje tą moją sytuację! Rozumiem cię skarbie<3 /K<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świeetny rozdział ! Tak długo czekałam na następny, ale było warto ;) Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  3. o bosz, nie wiem czemu ale na końcówce się popłakałam. tak cholernie podoba mi się twoje opowiadanie <3 Będę czekała na następny tak jak na ten czekałam <3 Czekałam dłuuugo ale było warto <3

    OdpowiedzUsuń
  4. AAAAA ! kooocham Cię ! <3 przeczytałam cały ! :D łzy mi w oczach staneły. ;c Ty kurde musisz napisać książkę ! :D:D
    ~Karola. ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Debilko, przez ciebie się popłakałam <3
    Tak trochę siebie tu widziałam ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. popłakałam się ♥ kocham cię ♥ poprostu piękne
    same mi łzy leciały xD

    OdpowiedzUsuń