INFORMACJE

Jeżeli ktoś, chce się ze mną skontaktować, to zapraszam do napisania e-maila :)
wiktoria.bashfull@gmail.com
ZAPRASZAM! Nowy blog.
http://justin-and-bella.blogspot.com/

piątek, 10 sierpnia 2012

Rozdział 4. " A tak wrócisz z tak przystojnym chłopakiem jak ja"


- Co ty zrobiłaś?!... – usłyszałam głos mojej mamy, którychwilę później ucichł. Otworzyłam mokre od łez oczy i zobaczyłam, że leżynieruchomo na ziemi. Podbiegłam do niej i zaczęłam krzyczeć i prosić, żebyotworzyła oczy. Nic takiego się nie wydarzyło. Poczułam rękę na ramieniu.Momentalnie się odwróciłam. Zobaczyłam…ducha? Nie… To… To… Wyglądało jakby rozpływało się w powietrzu. Miało na sobie czarną, długą pelerynę z kapturem, aw ręku, choć właściwie jego kości nie pokrywała skóra, ani nie było tam żył.Były tylko kości. W ręku trzymało kosę…To „płynęło”. Nie szło. Poruszało sięjakby leciało…
- Co ty zrobiłaś? – powtórzyło słowa mojej matki, lecz jegoton był o wiele przyjemniejszy. – Dlaczego? Wiesz, że to właśnie przez ciebietwoja matka nie żyje? To tylko i wyłącznie twoja wina. To ty ją zabiłaś, a japrzyszłam po jej duszę. Domyślasz się kim jestem?
Nie odpowiedziałam od razu. Nie mogłam. Czułam jakby wszystkowyrwano mi wszelkie narządy wewnętrzne, takie jak płuca, żołądek, serce…Zabiłam własną matkę… Zabiłam ją!
- Śmierć…- wyszeptałam histerycznie.
- A i owszem. Zabiłaś swoją matkę. Taka mała, sześcioletnia dziewczynka. Jak ty mogłaś?
- ja… ja nie chciałam. Ja nie wiedziałam…
- A mnie to nie obchodzi. Pożegnaj się z nią – rozkazała.
- Mamo. Proszę cię. Nie umieraj. Błagam cię… - zaczęłampłakać jak bóbr. Nie mogłam z siebie nic wykrztusić. Ani jednego słowa. Śmierć zabrała duszę mojej mamy i poleciała z nią w górę… - Mamoooo! Kocham Cię!!!
Otworzyłam oczy, krzycząc przy tym histerycznie. Ktoś mną trząsł. Justin.
-Freesia. Próbuję cię obudzić od 10 minut. Cały czas krzyczysz. Co się stało? –zapytał czule. Usiadłam, a on przytulił mnie do swojego ciepłego torsu. – Co cisię śniło?
- Ja…Ja…Skoro i tak już wiesz, że moja matka nie żyje… - opowiedziałam mu wszystko. Powiedziałamteż, że od dnia śmierci mamy, czyli już 11 lat, budzę się z krzykiem co noc. Całyczas mnie tulił.
- Takmi przykro… Już spróbuj zasnąć, dobrze? – zapytał wstając.
- Jajuż teraz nie zasnę.
-Cichutko – usiadł koło mnie na łóżku. Posadził mnie sobie na kolanach i położyłnas. Zaczął głaskać mnie delikatnie po głowie i nucić jakąś nieznaną mi, alecudowną piosenkę.

Otworzyłampowoli oczy i ziewnęłam, przeciągając się na łóżku.
-Śpiąca Królewna już wstała? Najwyższy czas – usłyszałam najmilszy głos jakitylko słyszałam. Zorientowałam się, że dochodzi zza mnie. Odwróciłam się izobaczyłam Justina. Przypomniałam sobie, co się stało. Położył się w nocy kołomnie i pewnie zasnął.
-Obudziłam cię? Przepraszam, nie chciałam.
- nie,nie obudziłaś. Wstałem z pół godziny temu, ale nie chciałem cię budzić –wyjaśnił mi.
-Dziękuję – uśmiechnęłam się i wstałam z łóżka.
- Jużsobie idziesz? Tak miło mi się leżało.
-Niestety.
-Dobrze. To ja zrobię śniadanie.
-Justin, która w ogóle jest godzina?
- Zamoment dwunasta, a co?
-Słucham?! Ja o trzynastej zaczynam trening!
-Jaki?
- Odmiesiąca co tydzień chodzę na tańce.
-Dobra. Czekaj, pojadę do ciebie i przywiozę Ci rzeczy. Zrób sobie śniadanie, aja za 30 minut, góra, będę, a potem zawiozę cię na trening, ok?
- Ok.Wczoraj mówiłeś, że nie masz kluczyków.
- Mamawróciła w nocy i rano znowu wyszła, ale oddała mi już kluczyki. Dobra, ja lecę.Pa – powiedział i wyszedł. Zeszłam do kuchni i zrobiłam trzy kanapki z serem isałatą. Jedną dla mnie, a dwie dla Justina. Zjadłam w ciszy swoją, umyłam się ido domu wszedł brunet.
-Dziękuję – wzięłam od niego moje ubrania i wskazałam mu talerz. – To dla ciebie. Smacznego.
-Dzięki.
Poszłamsię ubrać. Justin przyniósł mi chyba najkrótszą sukienkę jaką tylko miałam wszafie. Dostałam ją od Jessici na urodziny. Fioletowa, bez ramiączek. Ledwozakrywała mi tyłek. Powiedziała, że to na specjalne okazje. Czarne szpilki ibiały kardigan, który był dłuższy niż kiecka. Nie, no on to ma styl. Dobrze, żechociaż wziął dla mnie coś na tańce. Właśnie tańce! Rozczesałam szybko włosy,zostawiając je rozpuszczone.
Narzuciłamna ramiona sweter i zeszłam po schodach. Justin stał oparty o blat w kuchni.
-Niesamowicie wyglądasz… Boże jakaś ty wysoka. Ile masz wzrostu? – zapytał.
-Dziękuję – uśmiechnęłam się i zarumieniłam. - Metr siedemdziesiąt osiem.
-Jezu… Dobra, jedźmy już.

Wyszłamz sali i poszłam do szatni. Przebrałam się, uczesałam i, bez dłuższegozastanowienia jak wrócę do domu, wyszłam z budynku. Zrobiłam kilka kroków izobaczyłam Justina, opierającego się o maskę swojego samochodu. Podeszłam doniego i zapytałam:
- Hej,co tu robisz?
-Przyjechałem po ciebie – wybełkotał, mierząc mnie wzrokiem.
-Dzięki, ale nie musiałeś.
- Ajak byś wróciła?
- Niewiem, pewnie autobusem.
- Atak wrócisz z tak przystojnym chłopakiem jak ja – uśmiechnął się łobuzersko.Westchnęłam tylko i wsiadłam do auta, których drzwi otworzył przede mną Justin.
- Niewiem jak ci dziękować – zaczęłam. – Jestem twoją dłużniczką.
- Codla mnie zrobisz? – zapytał zaciekawiony.
- Ym…A co byś chciał?
-Pójdź ze mną naaa – powiedział specjalnie przeciągając samogłoskę. – Na lody.
-Dobrze, a kiedy?
-Teraz.
- Aleja brzydko wyglądam! – zaprotestowałam.
-Freesia, co ci do głowy strzeliło? Wyglądasz ślicznie, a ta sukienka… Do twarzyci w fiolecie.
- Aleona jest za krótka.
- Dojasnej cholery, o co ci chodzi?! Ta rozmowa jest bezsensowna, bo wyglądaszwspaniale. A teraz idziemy na lody – zadecydował.

- Więcjaki smak? – zadał mi to pytanie już trzeci raz.
- Noto… waniliowe!
- Napewno?
- Tak.
- Więcpoproszę dwie gałki lodów waniliowych i osobno waniliową z truskawkową –zwrócił się do sprzedawczyni.
Nałożyłado wafelków nasze zamówienie i podała nam, a Justin zapłacił.
-Teraz pójdziemy do parku – uśmiechnął się do mnie. Podbiegł do fontanny i usiadł na jedynym suchym skrawku. Podeszłam i stanęłam naprzeciwko niego. –Siadaj.
- jestmokro – zauważyłam. Bieber wstał i pociągnął mnie do siebie, obracając, a w efekcie końcowym wylądowałam na jego kolanach, obejmowana.
- Puśćmnie! Jestem ciężka! – zaczęłam się wyrywać.
- Oj,za dużo kompleksów masz, mała.
-Nieprawda, jestem po prostu ciężka.
- Niedasz za wygraną, nie?
- Nie.
- ok.Więc tańczysz. Co? – zapytał zrezygnowany.
- Jatak trochę. Mam nauczyć się tańczyć tango, ale nie bardzo mi to wychodzi.
- Jacię nauczę. Naprawdę. Umiem.
-Justin i tak już dużo dla mnie zrobiłeś…
-Przestań. Wstań – poprosił. Wstałam a on spróbował zrobić odpowiednią pozę.Byłam jednak trochę wyższa. – Pojedziemy do mnie. Nauczę cię. A jeśli się niezgodzisz – uciszył mnie. – to zaciągnę cię tam siłą.
-Dobra – powiedziałam cicho, bo byłam pewna, że coś się jeszcze dzisiaj wydarzy.

_______

Przepraszam, że musiałyście czekać, ale rozdział byłby już piątek, tyle, że onet mnie nie lubi ; ( Ale za to mam już napisaną większość rozdziału piątego.

I jak ? Podoba się? Mnie nawet tak ; )
Liczę na szczere komentarze, bo one strasznie motywują.
Muszę wam powiedzieć też, że niedługo <dziś, jutro> dodam rozdział na loveyel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz